Zacznę od tego, że nigdy tak naprawdę nie kochałam moich rodziców, czy rodzeństwa. Doceniam to co robią, mam do nich szacunek ale nie kocham ich. Myślę, że nawet jeśli z dnia na dzień by umarli to nie płakałabym, nie zrobiłoby mi się przykro. Było tak już od dawna, na przykład w wieku 11 lat umarła mi babcia, z którą spędzałam może nawet więcej czasu niż z moimi rodzicami. Jak dowiedziałam się, że nie żyje to nic nie poczułam, było mi to obojętne. Z koleżankami mam podobnie,niby spędzam z nimi czas, gadam z nimi, ale nie przeszkadzałoby mi gdyby nagle wyjechały, umarły, mogłabym spokojnie zastąpić je kimś innym. I moje pytanie: czy to się zmieni z wiekiem? (mam 18 lat), czy mam coś z tym robić czy pogodzić się, że taka jestem?