Przyłożyłam wargi do czoła Nate, wplatając palce w jego jasne włosy, które okrążały jego głowę niczym aureola. Przeraziłam się, czując jaki jest zimny, niczym lód. Odsunęłam się od niego, wycierając dłońmi mokre policzki od słonych łez. Pociągnęłam nosem, zamykając tylne drzwi samochodu. Otworzyłam bagażnik, przytrzymując go jedną ręką. Wyjęłam z niego metalowe pudełko z namalowanymi liśćmi nieznanej mi rośliny. Otworzyłam je upewniając się, że jest tam wszystko co powinno być –– moje zdjęcie z fałszywego dowodu, kępka moich włosów, nóż którym wcześniej celowo skaleczyłam sobie rękę aby zaplamić go swoją krwią, i ziele którego nazwy nie pamiętałam. Zamknęłam je i włożyłam sobie pod pachę, zatrzaskując bagażnik. Odeszłam od samochodu parę kroków, tak abym tylko ja znalazła się na samym środku przecinających się równolegle do siebie dróg. Rozejrzałam się wokoło, przesuwając wzrokiem po otaczających mnie drzewach, których gałęzie tańczyły popychające przez wiatr. Kiedy już upewniłam się, że nie ma tu żadnej żywej duszy, przykucnęłam i odsunęłam ręką żwir. Zrobiłam mały dołek, do którego włożyłam metalowe pudełeczko. Zakopałam je, po czym wyprostowałam nogi i ponownie obejrzałam. Nadal nic się nie dzieje, nikt się nie pojawił. Czułam jak zaciskam mocno pięści, wbijając paznokcie w wewnętrzną część dłoni.–– No pokaż się! –– krzyknęłam, a mój głos rozniósł się echem po okolicy. –– Pokaż się, {...}! –– syknęłam przez zęby. Jak na zawołanie przede mną wyrosła postać. Był to mężczyzna o rudych włosach i czarnych, niczym smoła oczach, które, kiedy na mnie spojrzał przybrały kolor szkarłatu.–– Proszę, proszę. Któż to się zjawił, nie spodziewałem się ciebie...tutaj. –– wypowiadając ostatnie słowo, zakreślił ręką krąg, nie odrywając ode mnie swoich czarnych oczu.–– Nie spodziewałeś się mnie? –– Uniosłam pytająco brwi, mierząc go wzrokiem. Odrzuciłam na plecy swoje długie, blond włosy i skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej.–– Niech zgadnę Elizabeth Smith? –– Wymierzył we mnie palcem, lecz nie czekał aż zaprzeczę, kontynuował dalej chcąc wyraźnie podkreślić, że jest o krok przede mną. –– Bonnie O`Keffe? Penelope Hastings? Clarissa Graymark? Jezebel Blackwell? Cecily Summers? Już wiem, Ivett Descouedres? –– Widząc jak kręcę głową z dezaprobatą, wybuchnął piskliwym śmiechem, przeczesując palcami swoje starannie ułożone włosy. To nie były przypadkowe imiona, wszystkie były wcześniej używane przeze mnie. Fałszywe dowody, karty kredytowe, odznaki FBI, policyjne. Skąd do cholery je znał? Wiedziałam, że mógłby wymienić je wszystkie, ale ja nie miałam czasu. Próbowałam zachować spokój, odliczając od dziesięciu do jednego wstecz. Moja twarz nadal nie miała wyrazu, spokojna i opanowana. Cały czas próbowałam powstrzymać ręce od drżenia. Wytrzymałam jego spojrzenie, przekrzywiając swoją głowę w bok.–– Rosemarie, nazywam się Rosemarie Herondale, kretynie. –– powiedziałam naśladując jego przebrzydły brytyjski akcent.–– Oh, no tak Rose. Powinienem zapamiętać tę imię po naszym ostatnim spotkaniu. Gdzie jest twój uroczy brat... –– urwał próbując sobie przypomnieć jego imię, lub setki fałszywych, których używał podobnie jak ja. Lecz nie pozwoliłam mu na to.–– Nataniel. –– Zacisnęłam usta w wąską linie, kiedy się do mnie przybliżył.–– No więc, Rose, przechodząc do interesów. –– Uśmiechnął się do mnie, odsłaniając zęby. –– Czego sobie życzysz? –– Uniósł mój podbródek, w taki sposób abym patrzyła tylko w jego oczy.–– Chcę żebyś mi go zwrócił, mojego brata. –– Czułam jak cała drżę, jak ściska mi się w żołądku i jak połykał gulę stojącą w gardle. Zamiast odpowiedzi, której się spodziewałam usłyszałam śmiech, głośny i groźny.–– Myślisz, że przywrócę Nataniela do życia żebyście znów rozpoczęli polować na demony? –– Odsunął się ode mnie, zakładając ręce za plecy. –– Przez dziesięć lat. Przyznam, że musiałbym być niepoważny. Rodzeństwo Herondale w komplecie znów poluje na demoniczne kreatury. Prawdziwa rzeź. Nawet twoja dusza nie jest tego warta, Rose. –– Wzruszył bezradnie ramionami. W moich oczach wezbrały się łzy, którym pozwoliłam spłynąć po swoich rumianych policzkach.–– Pięć lat? –– Widząc jak kręci głową, kontynuowałam. –– Dwa lata? –– Po chwili wahania znów pokręcił głową. –– Więc daj mi rok, jeden rok! –– Miałam ochotę upaść na kolana i zacząć go błagać, ale byłam zbyt dumna nawet w tej sytuacji by to zrobić. Okrążył mnie, a gdy stanął znów pokręcił przecząco głową.–– Odpowiedź nadal ta sama, Rosemarie. Nie. –– Ruszył wolnym krokiem jedną z dróg, z każdym krokiem oddalając się od rozdroża. “Muszę coś zrobić, coś” pomyślałam, wiedząc że za chwilę zniknie bez śladu.–– Crowley, czekaj. –– Użyłam jego imienia, nadal stojąc niczym słup w miejscu. Zobaczyłam, że demon na chwilę przystanął, lecz nadal stojąc do mnie tyłem. –– A jeżeli poprosiłabym tylko o pożegnanie? Sprawiasz, że Nate znów żyje i pozwalasz mi się z nim pożegnać, potem moja dusza jest twoja. Co ty na taki układ? –– Spojrzałam na niego błagalnie. –– Proszę. –– Byłam zaskoczona, że zdołałam wydusić z siebie te słowo. Crowley w mgnieniu oka pojawił się tuż przy mnie z cwanym uśmieszkiem.–– Mamy układ. –– powiedział, po czym ujął moją twarz i zbliżył do swojej, całując mnie aby przypieczętować nasz układ. Kiedy otworzyłam oczy zniknął, a ja pędem popędziłam do auta. Na tylnym siedzeniu siedział nieco przerażony Nate, żywy. Moją twarz rozjaśnił szeroki uśmiech. Otworzyłam drzwi i wtuliłam się w brata.