Tak, wiem, takie trochę masło maślane ;__; Rozpaczliwe krzyki unoszą się pod nieboskłon. Czy wiesz czym to skutkuje? Ciemność ma w objęciach życie niejedno, czy ty do nich należysz? Orgia rozbrzmiewa w głuszy, rozkosz to czy cierpienie? Odpowiedz mi na te wszystkie pytania, możesz zrobić to już teraz. Posłuchaj więc mnie mój drogi, to istne piekło, ciało prze do ciała. W rozpaczliwych uściskach zmuszone do niechcianej przyjemności, krzyczy szarpie, wzywa pomocy, lecz nigdy jej tu nie znajdzie. Z dala jest od wszelkiej przychylności, tylko diabeł rozstawia się tam po kątach. Opowiedz mi, jak tutaj niewiasto trafiłaś, czemuż w ciemnym lesie dziś tak głośno lamentujesz? Czy ktoś zmusił cię, czy ktoś przytaszczył. Co uczyni z tobą, nie wiesz, czyż nie? Pozostawi, a może zmiażdży. O biedna dziewczyno, czemuż dorosłych nie słuchałaś, teraz swą kare wytrzymaj w ciszy, męcz się pokornie. Nie szarp, nie wrzeszcz, nie stawiaj oporu, wszystko już i tak postanowione. Spójrz w jego oczy bez nienawiści, lecz z przestrachem. Oto pan przed tobą stał się twym katem. Wcześniej kochany, teraz przez nikczemność splamiony. Po co zaufałaś, teraz masz za swoje. Dni twoje już przesądzone, od niego tylko zależą. W tę ciemną noc, wrzaski ogłuszają zwierzęta. Twój piękny głos, tak plugawy stał się przez rozpacz. Zimno cię opatula, zagląda tam gdzie żadna obca dłoń dotknąć nie powinna. Czemu nie odczuwasz rozkoszy? Twój pan radosny, z uśmiechem na ustach, prosi byś się zamknęła. O dziewczyno głupia, wykonaj jego polecenie, nie chcesz przecież by złość w nim wzrosła i zabiła. O niewiasto wstydu się najadłaś w tym lesie niezmierzony, strwożone istoty patrzą zza krzaków, szydzą i poklaskują. Masz to na co zasłużyłaś, milcz i bądź posłuszna. Dzi*wko, ku*rwo, tak cie nazywa, te słowa przylgną, zostaną. Już nigdy z pamięci brzydkie chwile nie zechcą ulecieć. Brudne sumienia męczyć będzie cie do końca, czy zdradzisz komuś te myśli, od ciebie tylko zależy. Skąd wiesz, może się nie uda, skąd wiesz, może krew uleci, skąd wiesz, może tu skonasz. Wrzaśnij więc i walcz. Czasem zdarza mi się rozmyślać, zatrzymuje się w tedy , siadam, zaparzam herbatę i patrzę, patrzę przed siebie. Jest to wzrok pusty, pozbawiony jakichkolwiek uczuć, jakiejkolwiek głębi. Podczas gdy tu jestem niczym, tam me życie odżywa. Witam się, pytam czy tęsknili. Jedni przytakują z uśmiechem, inni spoglądają złowrogo, wszyscy oczekują mego ruchu. W którą stronę się dzisiaj wybiorę, do gorzkich wspomnień, do ludzi o których już przestałem pamiętać a którzy wciąż tkwią na dnie mej podświadomości gotowi zbudzić się na me zawołanie. A może nie warto rozpatrywać przeminionego, może należy przeć do przodu. Co też przyniesie jutro, jakie nowe twarze przyjdzie mi ujrzeć, kolejne osoby przewiną się przez mój umysł by niemal natychmiast zniknąć w jego odmętach. Czy choć jedna z nich zechce pozostać w nim na dłużej? Pytań mnogość, a odpowiedzi żadnej. To właśnie nieprzewidywalność czyni nasze życie bogatym, bez niej nie miałoby żadnego sensu. Dlatego nie chcę poznać przyszłości, wolę o niej marzyć, i niech będą to ułudy słodkie niczym, miód pszczeli, ciepło matczynej dobroci czy rozkosz pierwszego zakochania. Nie muszę się martwić ,iż me wyobrażenia na tor zły wkroczą , bo umysł mój, choć płatać lubi najróżniejsze figle, to do po rządku przywołany, uspakaja się natychmiast. Tylko chorzy lub ułomni nie mogą nad swymi fantazjami panować, popadają oni w obłędy i głupstwa poczynają robić, ja jednakże zdrów jestem niczym szczygieł i nikomu nie dam nad mym ciałem zawładnąć. Żaden napój, ni to pokarm mój umysł nie zbłaźni, nie znane mi jest uczucie białej gorączki i niewiedzy doszczętnej. Albowiem ja nigdy za wygraną nie daje, nie uznaje porażek i potknięć. Przez życie me całe, wieczny prym jest pisany, i nic już tego zmienić nie może.