Bukiety były przygotowane dla gości specjalnych, przybywających z całego Państwa Wyzwolonych, profesjonalnie ozdobione wstęgi i nylony. Mieli przybyć po południu, ale jeszcze nie trafił się rok, by przyjechali ,,punktualnie”, jeśli w ogóle znają takie słowo. Po śniadaniu, kierując się do swojego pokoju, minąłem się z Anielą. Było coraz lepiej- po kilku tygodniach kłótni, walk i niesnasek zamieniliśmy miecze na lemiesze i nasze stosunki stały się coraz mniej pikantne. Przestaliśmy się już gapić na siebie wilkiem, zdarzał się nawet nie przymuszony uśmiech. Tolerancja zmieniła się w pewną nić przyjaźni. Póki co cieńką, ale mamy jeszcze dużo czasu. Było już coraz lepiej. Eppilos, zajmujący się dekoracją sal, latał cały dzień z telefonem, na nic nien miał czasu. Jak większość ,,artystów” uważał, że jest nieodzowną częścią szczęścia, kimś bez kogo się nic nie uda. Jednym słowem się przeceniał. Nina sprawdzała czy torty przyjadą na czas, w razie komplikacji robiła awantury. Kiedy wreszcie około jedenastej wszystko było dopięte na ostatni guzik cała moja rodzina, oraz Aniela, Eppilos, Nina i Aneta siedliśmy w salonie, w pełnej gotowości by powitać gości.