Chodzi mi o opinie, które wygłaszamy, a często nie mamy żadnych merytorycznych argumentów. Czy rzeczywiście w tej rzeczywistości nas "coś boli", czy poprostu dajemy się ponieść temu co mówi nam "świat" (tak w ogólnym znaczeniu: mediów, polityków, aktywistów, "wojujących" ateistów albo antyklerykałów)? Jak wy widzicie Kościół i na czym opieracie swój osąd?