Od dłuższego czasu męczy mnie sprawa matury. Niby dopiero kończę 1 klasę liceum, ale patrząc na obszerność materiału przydałoby się zainteresować tym tematem trochę wcześniej. Zawsze słyszałam opinie o maturze rozszerzonej z matematyki jako czymś, co jest wręcz niemożliwe do zdania i wszyscy mnie nią od lat straszą. W takim razie - co jest łatwiej zdać na przyzwoitym poziomie, matematykę rozszerzoną czy rozszerzoną historię? Bo gdy porównuję arkusze maturalne, mam wrażenie, że mam większe szanse nadrobić zaległości z matematyki (jestem w klasie humanistycznej, czyli w szkole przerabiam podstawę) niż opanować cała wiedzę z historii. Z kolei orłem z matematyki nie jestem i chociaż podstawę z zakresu, który miałam na lekcjach jestem w stanie napisać bezbłędnie, to jednak szkolne sprawdziany pozostawiają wiele do życzenia.