Byłam sobie w szkole, historia. Wystawiane prop ocen. Na połrocze mialam 4, a teraz koleś chce mi dać 3. Mowie mu że jak moze mi wyjść 3 skoro na półrocze mialam 4 (to taki chu-j ktory daje WSZYSTKIM 3 za sprawdziany, tylko 4 daje tym ktorzy choc raz brali udzial w jakims konkursie - autentycznie) no i mialam oceny 3+, 3+, 3 gdzie u niego rzekomo "3+" to prawie jak 4 (czyli na koniec Ci da wyższą ocene) Noi on do mine żebym poprawiła sprawdzian z które mam 3 (czyli poprawiła go na 3+!) ale NIE MAM CZASU bo to jest moj ostatni tyg szkoly jako ze wyjeżdżam i mówie mu że NIE MAM KIEDY. To on do mnie zebym odp, to mowie ze nie uczylam sie bo mialam sprawdzian z matematyki na koniec 2 klasy (czyli takie 'probne matury' takie badania nauczania to sie nazywa) To on do mnie że 3 w takim razie. To ja mu mówie "AAAA DOBRA" i sobie poszlam do lawki. I on do mnie "no same trójki masz! nic tu innego nie wyjdzie" to ja mowie "aa dobra niech pan da co pan chce, nie zależy mi" I TUTAJ UWAGA NAGLE MOJA ZAJE-BISTA KOLEZANECZKA Z KLASY SIE ODZYWA "może troche szacunku do nauczyciela?!" ale sie {...}-łam zwłąszcza że ja pierd-ole nic takiego nie mówiłam -,- A to taka panienka mnie jeszcze "upomniala" która morde drze do każdego nauczyciela i jest najbardziej "głośną dziewczynką" u nas. To zaczelam sie na nia sapać broniąc siebie żeby mnie nie pouczała gdy sama zachowuje się gorzej niż ja ;o Ja pierdo-le ale mnie to wkur-wiło. Sory mam takie nerwy że musiałam sie wygadać