Statystyki samobójstw są na świecie dość podobne: najczęściej zabijają się ludzie, którym tak czy siak została przysłowiowa "mniejsza połowa" życia, w tym duża grupa ludzi po 70 Jednocześnie ludzie z tej grupy nie są raczej kojarzeni z opowiadaniem na prawo i lewo o tym, jak bardzo chcą się zabić. Z młodzieżą jest dokładnie odwrotnie - choćby na tym portalu można odnieść wrażenie, że co 10 młody człowiek to potencjalny samobójca. Jednocześnie w rzeczywistości reprezentanci tej grupy wiekowej mają wśród ogółu samobójców najmniejszą reprezentację - i bardzo dobrze, rzecz jasna, bo odbieranie sobie życia w momencie, gdy właściwie dopiero się rozpoczyna i kształtuje, jest jednocześnie bardzo głupie i bardzo smutne.Jak myślicie, czemu tak się dzieje? Gadanie o samobójstwie to po prostu dobry patent na zwrócenie na siebie uwagi, czy może chodzi jednak o coś głębszego? Ja sam pamiętam, że gdy byłem nastolatkiem myśl o samobójstwa jakoś mnie... pokrzepiała, bo chociaż tak naprawdę chyba nigdy nie chciałem tego zrobić, to wyobrażenie sobie tego stawiało moje bieżące problemy w perspektywie, w której stawały się mniejsze lub wręcz śmieszne.