Ja o samoakceptacji. Kojarzy mi się z brzydkimi ludźmi i staniem w miejscu. Wychodzę z założenia, że jak na się coś nie podoba, to mamy pełne prawo to coś w sobie zmienić, choćby to miał być zwykły kaprys. Przykładowo, nigdy nie uwierzę, że jak gruby osobnik zacznie sobie wmawiać, że podoba mu się jego tusza, mimo, że zawsze był entuzjastą szczupłych sylwetek i źle się czuł we własnym ciele, to nagle poczuje się wspaniale. I nie znam nikogo, kto poddałby się jakiejś korekcie wyglądu i żałował lub się uzależnił, jak to bredzą przeciwnicy wszelkich poprawek, wysyłający każdego z byle kompleksem do psychologa. *,*