Sytuacja gdy w jednej chwili możesz śmiać się, nie wiadomo z czego, po prostu taki napad po czym wpadasz w płacz albo masz złe myśli (złe w sensie te złe, ale nie mówmy głośno o tym), napady agresji, irytacja wszystkim co Cię otacza, ludźmi, nieważne kto to by nie był, czy też przedmiotami (mnie potrafi wkurzać tykanie zegara, wiem chore) po czym znowu wpadasz w dół, stany depresyjne...i tak w kółko. I tylko nie piszcie mi, że tak czasem macie bo chodzi mi bardziej o takie sytuacje gdzie to powtarza się kilka razy dziennie, trwa już długi czas i jest to bardzo, bardzo męczące...Jak sobie z tym radzić? Jakiś złoty środek? Wiem, że nie istnieje...ale może jakiś sposób? Chodzi mi o to, że te stany bywają już bardzo uciążliwe...bardzo.