-z góry przepraszam za brak akapitów i przerw między dialogami, zapytaj psuje :cc----. Silny podmuch powietrza rozprzestrzenił się po budynku. Julia wpadła do szkoły niczym piorun, będąc spóźniona już po raz kolejny. Była to dziewczyna bardzo rozchwytywana ze względu na swoją urodę, często dostawała propozycje sesji zdjęciowych czy krótkich filmów. Mimo to jednak zachowywała skromność, czasem aż górującą nad innymi cechami jej charakteru. Codziennie obdarzała chłopców nieśmiałym uśmiechem, widząc rozmażone spojrzenia w jej stronę. Wydawałoby się, że blondwłosa piękność nie ma wad, jednak byłoby to kłamstwem, zważywszy na tajemny efekt aureoli, który wybaczał jej wszystkie błędy. Julia biegła ile sił w nogach, żeby być jak najmniej spóźniona na pierwszą lekcję. Z wigorem pokonywała kolejne stopnie, a gdy była na ostatniej prostej przyśpieszyła...Uderzając w ścianę. - c-co się dzieje? - zapytała zdezorientowana dziewczyna, patrząc nieprzytomnie na jednego z ratowników - pośpiech czasami nie jest zbyt dobry, zwłaszcza dla licealistek - zaśmiał się lekko - spokojnie, pojedziesz na kilka badań, nie wydaje się, żeby miało to być coś poważnego. Po badaniach dziewczyna trafiła na salę. Dwa dni upłynęły w błogim spokoju i ciszy. Mama Julii nie odwiedzała jej, wysłała tylko swoją przyjaciółkę, żeby ta przyniosła jej najpotrzebniejsze rzeczy. Pomiędzy nimi nie było więzi typowej dla matki i córki - bardziej małe pokłady miłości, kryjące się pod mosiężnym płaszczem oschłości i powagi, która najbardziej widoczna była właśnie w takich - oficjalnych sytuacjach. Julia nie przejmowała się brakiem kontaktu ze strony rodzicielki, miała na to za mało czasu, lekcje baletu skrupulatnie maskowały jej poczucie samotności. Nagle drzwi z impetem otworzyła mama dziewczyny, która praktycznie biegiem udała się do łóżka Julii. -chodź Julka, musimy iść. - wpadła mama, biorąc Julkę za rękę - ale.. jak? Bez wypisu, bez niczego? - spokojnie, rozmawiałam z lekarzami, wszystko już jest dobrze, musimy po prostu szybko lecieć, bo się spóźnię do pracy. Kobiety wyszły niemal błyskawicznie ze szpialnej sali. Przez cały czas Julce towarzyszyło to dziwne uczucie, dzięki któremu nie mogła dostrzec w swojej mamie swojej prawdziwej rodzicielki. Widziała w niej bardziej obcą kobietę, chociaż wygląd i charakter pasował jak ulał. Kobieta ta była identycznie zabiegana, identycznie mało czuła i poważna. Tego nie dało się podrobić, chyba, że ktoś by bardzo dobrze udawał. - Zapomniałam ci powiedzieć, kochanie. Kupiłam nowy samochód, na tamten cały czas narzekałaś, a ja dostałam akurat premię. Podoba ci się? - t-tak, jest śliczny. - dziewczyna zupełnie nie przypominała sobie sytuacji, w której narzekałaby na pojazd, jednak wytłumaczyła to sobie chwilowym zanikiem pamięci. Kobiety wsiadły. Cała droga była usłana krętymi ulicami i nieznanymi budynkami. W powietrzu unosiła się niepokojąca cisza, którą dziewczyna wyczuwała aż nazbyt dobrze. - kurcze, przykro mi, że nie zdążyłaś na matematykę. Przerabiacie teraz bardzo trudny dział, którego nie zrozumie się bez nauczyciela. Chyba będę musiała wziąć ci jakieś korepetycje - mówiła kobieta jakby do siebie, pusto wpatrując się w drogę przed nią. - a pamiętasz, jaki to dział? - zapytała dziewczyna, chcąc przetestować kobietę. - funkcje, prawda? Uśmiech kobiety zmył z Julki wszelkie wątpliwości. Nie mogła pozbyć się wyrzutów sumienia, przypominających jej, że uznała swoją mamę za obcą kobietę. Podróż mijała w przyjaznej atmosferze. Podczas jazdy kobiety nie rozmawiały zbyt dużo. Cały czas było słychać na przemian rozmawiającą przez telefon mamę Julki, oraz sam telefon dzwoniący niebywale głośno. Koniec drogi. Samochód zatrzymał się przed ogromnym budynkiem, wyglądającym jak pałac. Mroczny, kamienny pałac. Zaraz obok nie było nic. Tylko szeleszczące drzewa i trawa w towarzystwie lekkiego deszczu, zdawały się być kadrem z jakiegoś dreszczowca. Nagle do Julii zadzwonił telefon. W kontaktach numer ten figurował jako... Mama. Morze paniki zalało nic nie wiedząca dziewczynę. Drżącymi rękami wzięła telefon, żeby go odebrać. - H-halo? - dziewczyna wysiadła z samochodu, żeby kobieta nie słyszała rozmowy - gdzie jesteś? Byłam u pani lekarz, nie masz jeszcze wypisu, a nie ma cię w sali. - Mama?... Nagle coś twardego uderzyło dziewczynę w głowę. Julia straciła przytomność, widziała tylko przebłyski, w których kilku mężczyzn niesie ją w kierunku nieznanego budynku. Wszędzie było ciemno. Jedynie światło świecy lekko rozpraszało mrok. Ściany były szare, zagrzybiałe i zniszczone. Podłoga zrobiona była z drewna, jednak w bardzo złym stanie, zupełnie jak z jakiegoś opuszczonego budynku. W rogu pokoju leżał koc, a zaraz nad nim lustro, wyjątkowo zadbane i duże. Dziewczyna ruszyła w stronę drzwi, jednak coś ją zatrzymało. Spojrzała nieśmiało w dół, dostrzegając potężny łańcuch przypięty do jej szyi. Gęste łzy zaczęły spływać po policzkach blondwłosej nastolatki. Dziewczyna usiadła na środku pokoju, krzycząc ze smutku i złości na siebie. Była cała czerwona, potargana i drżąca, wyrywając sobie garściami włosy z głowy. - ej ej, ale spokojnie, nikt ci tu krzywdy nie zrobi... Jeżeli nie będziesz sprawiać kłopotów. - kim jesteś? Jak tu wszedłeś? - powiedzmy, że jestem pionkiem w tej całej machinie, zupełnie jak ty. Postawmy sprawę jasno - twój okres próbny właśnie się zaczyna, jeżeli przejdziesz go pomyślnie, będziesz żyła jak księżniczka. - Masz mnie stąd wypuścić, rozumiesz?! - dziewczyna próbowała uderzyć mężczyznę, jednak zatrzymał ją łańcuch - Mam ci podać coś na uspokojenie? Zamknij się i słuchaj - popchnął Julię na ziemię - po pierwsze - masz zawsze ładnie wyglądać, być milutka i posłuszna. Musisz dbać o linię, bo inaczej znowu tu trafisz. Zaraz przyjdzie do ciebie dziewczyna, która cię wszystkiego nauczy, powodzenia. - mężczyzna zamknął za sobą drzwi, zdmuchując świeczkę.