Mam psa kilka lat, przyjechał zupełnie zdrowy. Jak miał półtora roku miał pierwszy atak padaczki, miał je co kilka dni. Od tamtego czasu dostaje te same leki (Luminal i Forthyron), na wszystkie zmiany reagował bardzo źle. Problemy zaczęły się może półtora miesiąca temu, atak trwał kilkanaście godzin, pies dochodził do siebie cztery dni (normalnie jakąś godzinę). Później długa przerwa, nawet ataków nie było (a są jakoś co tydzień), aż jakiś czas temu był kolejny, jeszcze dłuższy, może nawet udar. Pies nie chodził kilka dni, a teraz chodzi, ale zachowuje się jakby nic nie widział, ma przekrzywioną głowę, zatacza się, przewraca, kręci w koło. Od tamtego czasu ataku nie było, od kilku dni jest tak samo, nic się nie poprawia. Weterynarz był, nawet wczoraj, stwierdził, że nic się nie da zrobić, że „tak ma”, ma nadal brać leki. Jest ciężko bo pies dodatkowo nic w ogóle nie rozumie, np. dopóki nie poczuje wody na języku nie wie o co chodzi w jej piciu. Mamy zaufanie do weterynarza bo zajmuje się psem kilka lat, ale zastanawiam się czy naprawdę nic się nie da zrobić? Nie były zlecane żadne badania poza morfologią na której nic nie wyszło. Szukać innego weterynarza? Pies nie jest stary więc nie wiem, ma się tak męczyć jeszcze kilka lat do końca życia?