Choruję na depresję, ostatnio mój stan był trochę lepszy, ale dzisiaj (dosłownie kilka chwil temu) dowiedziałam się o czymś co dosłownie wyprowadziło mnie z równowagi. Czuję, że chyba dostałam jakiegoś ataku paniki, czuję ogromny smutek i gniew. Nie mogę przestać płakać, cała się trzęsę, krzyczę, rzucam przedmiotami, uderzam rękoma o ścianę i różne meble. Mam ogromną ochotę wziąć teraz żyletkę i się okaleczyć, a potem połknąć tabletki. Już prawie to zrobiłam, wzięłam trochę tabletek, ale w porę się opamiętałam i je odłożyłam. Nie mogę sobie znaleźć miejsca, raz kładę się na podłodze i rzucam się na różne strony, a potem wstaje i biegam po mieszkaniu jak jakaś opętana. Mam 18 lat, mieszkam z mamą, jednak jest teraz w pracy. Nie mam nikogo innego do kogo mogłabym zadzwonić. Pogotowie to raczej niezbyt dobry pomysł, chyba mój stan nie jest jeszcze na tyle poważny, by kwalifikował się do wzywania pomocy.