Ostatnio moja przyjaciółka, którą znam od wieeeelu lat, jakoś od 1 klasy podstawówki, zaczęła pisać z pewnym chłopakiem. Problem w tym, że się trochę boję. Tak, boję się ją utracić, bo mi na niej zależy - nie jako na dziewczynie, ale przyjaciółce właśnie. Trochę egoistyczne, wiem. Ale rzecz w tym, że chłopak, który ją rzekomo adoruje, już kiedyś "zarywał" w łudząco podobny sposób do koleżanki z mojej starej klasy, było o tym dość głośno. Sprytny był bardzo, nie powiem. Pisał jej takie rzeczy, że nic nie wskazywało jednoznacznie na to, że czuje do niej coś więcej, niż przyjaźń, ale to wystarczyło, by jej zawrócić w głowie. Potem dziewczyna desperacko zabiegała o jego względy, by dowiedzieć się, że "on chce tylko przyjaźni i nic więcej". Pisał do niej codziennie, były buziaki, potajemne uśmiechy na przerwach, czasem gesty, które świadczyły o czymś więcej. A on po prostu się pobawił i zostawił. Powiedziałem o tym przyjaciółce i osrzegłem ją, bo przecież z nią może być tak samo. Wyśmiała mnie po prostu. Była zła, bo jak ja mogłem mówić coś takiego, jak mogłem twierdzić, że się nią pobawi i porzuci. Myśli, że po prostu chcę ją zostawić "dla siebie". Tak nie jest, przecież muszę jej pomóc. Boję się o nią. Nadgorliwość? Jak jej to wytłumaczyć? A może inaczej: chlopak tym razem pisze na poważnie i historia się nie powtórzy? Orzewrażliwiony jestem.