Co noc występuje u mnie spadek samopoczucia i dobrego humoru. Zawsze po zachodzie słońca (a nawet w jego trakcie) automatycznie zaczynam się robić smutniejsza, mieć nastroje depresyjne. Myślę w tym czasie (zwłaszcza gdy już leżę w łóżku i próbuję zasnąć) o egzystencji, śmierci, swojej przyszłości, przy czym zawsze w pesymistycznym tonie. Bardzo wtedy potrzebuję bliskości drugiej osoby. W ciągu dnia takie stany zdarzają się o wiele rzadziej. Jestem po prostu ciekawa z czego to biologicznie wynika. Brak słońca? Wytwarzanie melatoniny? A może co innego?