Pytanie rzecz jasna wymusza rozłożenie rozważań na długiej osi czasowej, powiedzmy do roku 2100. Zakładając, że nie dojdzie do żadnych gigantycznych kataklizmów niszczących Japonię lub czyniących ją zupełnie podległą innemu państwu (albo międzynarodowemu kolektywowi), czy ma ona szansę zachować swoją wciąż żywą kulturę i przywiązanie do niej? A może wpływy świata zachodu (lub innego, który być może zdobędzie dominację na przestrzeni tych lat) zepchną ją na dalszy plan, tak jak miało to miejsce na przykład w Polsce, którą w pierwszej kolejności kojarzy się już nie ze Swarogiem czy topieniem Marzanny, a z chrześcijaństwem (co prawda przyjętym z konieczności, ale jednak), wschodnią flanką NATO, krzykaczami UE i (NASZYM!) Wiedźminem? Na korzyść Polski w tej materii przemawia to, że jest dużo bardziej zacofana od Japonii, ten tradycjonalizm i konserwatyzm są u nas dość często wykorzystywane do manipulowania motłochem i przez to - być może - opłacałoby się utrzymać ich fundament w dobrym stanie, stąd też zastanawiam się, w którą stronę pójdzie tak bardzo odmienne społeczeństwo japońskie. Będzie to społeczeństwo, które zupełnie zasymiluje się z nieustannie poszerzającym się światem - społeczeństwo globalne, czy może społeczeństwo, które za jeden z kluczowych elementów polityki uzna zachowanie swojej tożsamości kulturowej i w oparciu o nią budować będzie właśnie swoją pozycję, atrakcyjność chociażby dla turystów? Oczywiście nie nikt nie ma prawa tego z całą pewnością wiedzieć, niemniej jestem ciekaw waszych prognoz.