Tak sie zastanawiam...W moim zyciu w ciągu ostatnich 5 dni,działo sie sporo.Byłem w Polsce,teraz ide do pracy juz w Anglii...Zbliza sie czas 100 lat liceum wiec zanosi sie nie tylko na 2 imprezy po latach ale tez oficjalne obchody a juz zdązyłem sie zaangażować:))Dom czyli oplaty i...jeden maly remoncik.Speech z"odsieczą" dla córki bo choć już lepsza ode mnie z angielskiego to pewne historyczne kwestie szkoły ignorują...Zaczeło sie Giro D'Italia a dla mnie to świętość!Załatwilem przy okazji,wakacje w Bolonii na sierpien...Bylismy na prawie dwugodzinnym obiedzie w najlepszej wloskiej restauracji-pizzerni w Poznaniu,przy deptaku..Byly tez 4 godziny we Wrocławiu,na ktory wciąz nie mam wiecej czasu...Zdobylem za bezcen Let's Dance ,Davida Bowie oraz wreszcie[!!!],Narodziny gwiazdy w wersji z Audrey Hepburn....Czyli życie...Ciekwasze dla jednych,dla innych mniej...Ale ja nie narzekamA tu???Wygląda to tak jakby wszyscy byli skazańcami dla których jedna z nielicznych atrakcji jest"Tylko nie mów nikomu".Jak ludzie dla ktorych nie istnieje nic poza smartfonem.Ani drzewa,ani moda,ani wydarzenia artystyczne...Kurna,nawet przesławnych pytań,"jaka u was pogoda?",nie ma...No ni ma panie i nie zanosi sieKiedy siedzialem niedawno w pociagu,w wagonie bez przedzialowym,na jakies 20 osob,3-4 debili owinietych kabelkami,zalatwialo swoje biznesowe sprawy tak głosno aby nikt nie miał wątpliwosci kto tu jest ważny...Reszta dość podobnie tyle ze po cichu.Nikogo nie interesowal świat za oknem.Nikt nie rozmawial z sasiadem...Nikt własciwie w ogóle nie rozmawiał...