W czasie minionych Świąt pomyślałem sobie, że przecież JEZUS przez trzy lata prowadził w Judei działalność, którą dziś określilibyśmy jako wywrotową i heretycką. Krytykował ówczesne zwyczaje i nakazy religijne, występował przeciwko hierarchom, burzył istniejący porządek i tradycje, ogłaszał się synem bożym. I nikt mu za to nie zrobił krzywdy, problemy zaczęły się dopiero wtedy, gdy ogłosił się królem żydowskim (za to został uwięziony i skazany). A teraz wyobraźmy sobie, że dziś pojawia się podobna postać. Czyni różne cuda i znaki, krytykuje współczesny katolicyzm i hierarchów, mówi że zburzy kościół i po kilku dniach go odbuduje, wypędza z kościołów sklepikarzy z dewocjonaliami, zrywa z nich obrazy z podobiznami boskich postaci, nakazuje szacunek dla uchodźców, gejów, lewaków, a krytykuje rozpasany kler i mówi o odnowie Kościoła. Chyba nie trzeba wielkiej wyobraźni, by domyślić się, co na jego temat mówiliby kapłani i wierni? W jaki sposób współczesny kościół i/lub państwo (zwłaszcza tak klerykalne, jak Polska) rozprawiłby się z takim samozwańcem?