Chcę iść do liceum, ale nie dostałam się do dwóch, do których składałam podania, a klasy w technikum, która była u mnie na 3 miejscu, nie otworzyli. Dostałam się więc do jakiegoś innego technikum i to tylko dlatego podobno, że było mało osób na profilu (8). Zmieniłam szkołę po miesiącu, bo mi nie pasował kierunek i się bałam matematyki i poszłam do zawodówki na kolejny dupny kierunek, wyrzucili mnie z kilku praktyk, bo sobie nie radziłam z tego powodu, że jestem przegrywem społecznym z fobią społeczną, jestem za cicha, za nieśmiała, za powolna i za spokojna. Stresowałam się tak tym wszystkim, że w szkole nie byłam nawet w stanie się na niczym skupić, ani na lekcjach, ani na praktykach, 0 koleżanek, depresja, najgorszy okres w moim życiu. Skończyło się na tym, że przestałam przychodzić do szkoły, skończyłam z zagrożeniem z kilku przedmiotów, teraz aktualnie nie chodzę nigdzie, a rodzice chcą mnie posłać za rok znowu do innej zawodówki, tylko że na inny zawód. Ja nie chcę być w zawodówce, bo dla mnie to koszmar, nie nadaję się ani na fryzjerkę, ani na cokolwiek innego z tej listy, ale oni mówią, że jak rok temu nie przyjęli mnie do liceum, to teraz na pewno też się nie dostanę, a do tego technikum że się dostałam fartem. Z egzaminów miałam 100% z polskiego, jakieś 90kilka procent z angielskiego i ok. 80% z rozszerzenia, a z matematyki właśnie zwaliłam sprawę, bo 16% i nie ma mi kto wytłumaczyć, znaczy matka nie ogarnia matematyki, ja sama jak czytam podręcznik to nic nie rozumiem, a ojciec jest nerwowy i tylko się na mnie drze, że jestem ułomna i nic nie rozumiem a na korepetycje ich nie stać. Czy to oznacza, że zmarnowałam rok nauki, a i tak jestem skazana na zawodówkę? Jeśli tak, to wolę już umrzeć.