• Rejestracja
Witaj! Zarejestruj się i zostań Super Radnikiem. Poznaj fajnych ludzi i odpowiadaj na ich pytania.

Radnik.pl to serwis, w którym możesz zadawać pytania innym użytkownikom i ekspertom, dzielić się wiedzą z innymi i zdobywać wiedzę na liczne tematy. Zobacz, jak możesz pomóc innym.

Radnik.pl korzysta z plików cookies, aby zapewnić Ci największy poziom usług. Dowiedz się więcej.

Co sądzicie o bezpieczeństwie podróży morskich?

0 głosów
To nie tak, iż jestem wrogiem dużych statków pasażerskich/wycieczkowych. Efekt skali zapewnia więcej atrakcji, przy niższej cenie biletu. Jednocześnie duży statek jest bezpieczniejszy, stabilniejszy.Problemem jest ilość ludzi do ewentualnej ewakuacji. Poza środowiskiem problem ten jest nieznany.Wczorajsze problemy Viking Sky. Przez około godzinę sytuacja była krytyczna - statek stracił moc - tak jak z Tytanikiem to też nie miało prawa się zdarzyć - dryfował burtą do fali, efektem były głębokie przechyły (duża sztormowa fala), kilkadziesiąt minut brakowało do uderzenia w skały i przewrócenia się statku na burtę - skalisty ląd, sztormowy przybój, woda trochę powyżej zera stopni nie dawała żadnych szans na przeżycie w wodzie, opuszczenie szalup w dryfie przy tak głębokich przechyłach nie wchodziło w grę, można było skakać do wody i liczyć iż ci nieliczni co dotrą do tratw przeżyją te max. 2 godziny dłużej - tratwy troche wolniej dryfują - a pojedyncze osoby przeżyją sztrandowanie.Postanowiono walczyć do końca. Nadano sygnał wzywania pomocy i podjęto próbę zakotwiczenia.Kotwica "chwyciła" dno (wcale nie było pewne, że się uda zakotwiczyć). Udało się odzyskać część mocy (co zmniejszało szarpnięcia łańcucha). Pasażerwowie twierdzą iż chwyciła 100 metrów od skalistej rafy.Obecnie statek (nie wiem czy na holu czy w asyście holowników już oddala się od lądu). Inżynierowie będą wyjaśniać dlaczego wszystkie silniki (4 z 4) odmówiły posłuszeństwa jednocześnie. Od razu wiadmo (dla ludzi znających realia morskie), iż winna jest albo elektryka (systemy sterowania - wszechobecne komputery) albo ludzie z obsługi maszynowni. Ta druga opcja jest niestety bardziej prawdopodobna. Ciekawe też iż kapitan mimo iż od kilku godzin statek w miarę normalnie płynie i jest sporo dalej od lądu domagał się kontynuowania ewakuacji pasażerów i wciaż ona chyba trwa (nad ranem wciąż trwała).Mnie też dręczy pytanie co statek tam robił. Warunki były ciężkie, nie skrajnie, ale miejscowi rybacy mówią, iż od 30 lat tak silnego sztormu nie było. Dotrzymanie terminów (czytaj kasa) jest ważniejsze od bezpieczeństwa?W pobliżu szybko znalazło się kilka stateczków. Niewielkich (jeden to był zwykły kuter rybacki), więc jakąś, znikomą, liczę osób z wody dałoby się podnieść. Kolejne ruszyły na pomoc. Jeden mały frachtowiec idąc na pomoc sam stracił napęd i zatonął (?- albo i nie bo to nie jest potwierdzone, jego nadajnik wciąż nadaje pozycję i wygląda iż dryfuje wzdłuż brzegu w który uderzy najpóźniej około południa) (jak widać pasażery są jednak dzielniejsze, cargo zwłaszcza małe bez silnika to już można się tylko modlić - obowiązek jest ruszyć na pomoc, jednak wtedy statek musi obrać, zazwyczaj niebezpieczy dla niego kurs i prędkość, sporadycznie kończy się to tragicznie dla ratownika jak w tym przypadku - choć info z tej akcji ratunkowej wskazuje, że armator mógł się zdecydować na porzucenie statku, z nadzieją, iż zatonie i wzięcie odszkodowania - na morzu dość powszechny "przekręt", niestety - praktycznie nie do udowodnienia). Ratowanie ludzi z niego spowolniło zdejmowanie ludzi z Viking Sky (2 z 5 śmigłowców poleciały po tamtych - uratowano wszystkich, a śpieszyć się trzeba było bo ludzi podejmowano z wody, a już zapadały ciemności)Rejon jest doskonale nasycony w śmigłowce ratownicze oraz w śmigłowce obsługujące platformy (też przystosowane i z przeszkolonymi załogami do takich akcji).I ujawnił się ogromny problem. Metody ewakuacji pozwalają podejmować ludzi pojedynczo. Kto nigdy nie wisiał na linie nie zrozumie jaki to strach. Do tego kołyszący się pokład - dla zawodowca coś naturalnego, niezauważalnego - dla pax'a (pasażera) coś koszmarnego. I stres. Efektem było tempo podejmowania ludzi w tempie co 3 minuty. Co i tak jest czasem rewelacyjnie krótkim w takich warunkach. Z filmów widać, iż niektórzy piloci decydowali się wisieć tuż nad pokładem by ten czas maksymalnie skrócić. I przy ludziach rannych (kilkunastu), no i ewakuowano najmniej sprawnych fizycznie. Ludzie co trafili do szpitala mają w większości po 70-90 lat. Co pokazuje skalę trudności akcji ratunkowej.Teraz jak policzyć 1300 osób x 3 minuty mamy....65 godzin.Pytam bo jak widzę z sieci już usuwa się info o problemach. Nie dziwię się. Chodzi o duży biznes. Biznes robiony m.in. na oszczędzaniu na ludziach. Na fachowym personelu. A wiem co piszę bo na pasażerskich statkach pływałem i wiem jak to wygląda w praktyce. Na czym się oszczędza.Już jest dobrze to się sprawę zamiata.
pytanie zadane 24 marca 2019 w Podróże przez użytkownika niezalogowany
 

Twoja odpowiedź

Your name to display (optional):
Prywatność: Twój adres użyty będzie jedynie do wysyłania tych powiadomień.
Weryfikacja antyspamowa:
Zaloguj lub zarejestruj się, aby nie przechodzić procesu weryfikacji w przyszłości.
nfz skierowania
Agile Software Development Team Poznan Poland
...