Dlaczego każdy ma jakoś tak w.y.j.e.b.ane , że nie mogę tego zrozumieć dosłownie.Ciągle mam myśli, że komuś na mnie zależy/ tzn chciałabym ,ale póżniej przychodzi brutalne zderzenie z fakami/ prawdą i szybko przychodzi rozczarowanie, że jednak nic nie znaczę. Albo myślę np , że ktoś mnie w jakiś sposób wspiera i troszczy się- ale póżniej okazuję się, że nikogo takiego nie było nie ma i to są tylko moje złudzenia. W dodatku samotność wydaje mi się lepsza od bandy zboczeńców, desperatów i seksualnych maniaków , grubasów i brzydkich typów w mojej okolicy. Samotność to jest taki stan nieprzerwany bo nie mam ochoty pchać się z żadne toksyczne i sztuczne relacje i osobami, ktore i tak mnie prędzej czy póżniej porzucą, będą tylko na chwilę, nic nie wniesą do mojego życia.Czy dobrze robię ? co mogła być zrobić w takiej sytuacji ?