Nie wytrzymuje z nią. Cały czas drze ryja. Że bałagan niby, że czegoś nie ma, że za dużo ma do roboty. Chcę iść do znajomych na trochę ale teraz nie bo sobie wymyśliła jakieś kolacyjki i pieczenie ciasta. Po północy zacznie robić cyrk, że chce iść o takiej późnej porze i skończy się awanturą. Do tego stopnia robi awantury, że jak teraz wzięłam sok to się drze, że będziemy najpierw jeść ta cholerną kolację, na którą nie mam ochoty. Wszystko się kręci wokół żarcia w domu. Rzecz święta. Mam dosyć jej zrzędzenia. Może chociaż się wyrwę z ojcem na pokaz fajerwerków jak pójdzie ze znajomymi.