Nie mam nastroju do rozmów dzisiaj a moja matka wyje i snuje teorie, że moja babcia skończy źle po wyjściu ze szpitala. Codziennie ktoś ze znajomych do mnie dzwoni i się pyta o to samo. Już mam dosyć paplania o tym samym. Leży w szpitalu, no.. Ciągle słyszę żebym pocieszała mamę, wspierała i tak dalej jakbym była robotem. Nikt nigdy nie zapyta o mój nastrój. Ciągle ja muszę komuś ,,robić dobrze''. Męczy mnie ciągły płacz matki. Nie lubię płaczu innych. Co drugi, trzeci dzień jeździłam do szpitala, nakupowałam jedzenia, nagotowałam a było wielkie halo, że nie wyrzuciłam głupich śmieci. Mój brat był dwa razy u babci i jest okej ale że ja jestem dziewczyną to muszę być wzorową córeczką i wnuczką. Mam dosyć, ze każdy chce żebym była grzeczniutka i robiła wszystko jak ktoś chce i nigdy nie była w złym nastroju. Pier.. takie życie. Wieczne dramy. Choroby, szpitale, smętne nastroje i dylematy. Na tym zleciały lata mojej młodości.