Dziś dowiedziałem sie że mój znajomy ma raka jądra. Jest już po wycięciu węzłów i 2 chemiach. Świetny facet. Zdolny, pracowity, dobry dla ludzi. Nadal pracuje ale czuje się po chemiach jak kupa. Gdzie sens, gdzie logika w tym wszystkim? Dlaczego złego nie biorą?