Spotkałam się z czymś takim w mojej rodzinie, dalekiej, ale jednak i to nie raz, dobra dwa razy. Nie przejmowałam się tym, dopóki nie przydarzyło się to teraz. Roślinka, która miała dwa czy trzy lata (nie pamiętam dokładnie), była piękna, puściła kwiaty i właśnie... zaczęła umierać. Jej system korzeniowy zupełnie zniknął, jej liście zżółkniały- odpadając. Jędrne niegdyś łodygi dały się przewracać pod swoim ciężarem. Dosłownie wysuwały się z ziemi za lekkim pociągnięciem. Jak wyżej pisałam, korzenie zanikły. Podstawowe badania krwi osoby przebywającej w tym pomieszczeniu miały znaczące odchylenia od normy. Czy to ma jakiś związek? Może po prostu roślina umarła, bo miała swoje lata? A zły wynik badań tej osoby, to czysty przypadek? Jestem sceptycznie nastawiona do tego, jednak słuchając się "starszych członków rodziny" coraz bardziej się przekonuje. Sama nie wiem. Może daje się po prostu wkręcać?