Psycholog przylepiła mi etykietę grzecznej, zlęknionej dziewczynki.. Całe życie walczę z tą etykietą i kiedy ktoś widzi, że palę albo przeklinam albo mówię coś wulgarnego to padają teksty, że nie powinnam i to mi nie pasuje. Bo sobie ubzdurali, że ja jestem ta ułożona, grzeczniutka co tylko przytakuje i jest posłuszna. A ja mam dosyć być taką Emmą Watson bo to wbija mnie w tą rolę, której mam dosyć. Ogólnie to często dziewczynkom się mówi żeby były grzeczne ale ja mam po prostu taką blokadę, że kiedy ktoś mnie wkurzy albo jest chamski to nie okazuje złości bo często nie okazuje w ogóle emocji przy obcych. Czasem nie umiem nawet się uśmiechnąć. To takie uczucie jakbym wzięła mocny lek na uspokojenie. Dlatego mnie wkurzyło kiedy terapeutka powiedziała, że nie powinnam robić sobie fotek gdzie wyglądam na wampa. A może ja chce? Może to mi dodaje pewności siebie? Jestem lękliwa i niezbyt odważna ale nie jestem wcale taka spokojniutka i grzeczniutka. Ona myśli, że jak się uśmiecham i kulturalnie się odzywam to jestem jakaś święta chyba. To jest dziwne bo jak w domu mówię co słowo ku.wa to przy obcych nawet w złości nie przejdzie mi to przez usta jak coś jej opowiadam. Nawet często jak gadam z kimś kulturalnym co nie klnie to zamieniam klątwy na łagodne formy. Żałosne, co? Dostosowuje się do każdej, oddzielnej osoby zamiast być sobą.