Zacznę od tego, że jestem totalną humanistką. Uwielbiam czytać, oraz interesuję się historią, zdecydowanie nie należę do "humanistek" typu "jestę humanistę bo nie lubię matmy". Od zawsze myślałam o studiach raczej humanistycznych (prawo, bądź dziennikarstwo, lecz o tej drugiej opcji już pozwoliłam sobie zapomnieć), jednak ostatnio zaczęłam myśleć o... medycynie. Jestem świadoma tego, że medycyna to nie bułka z masłem, i jest to jeden z najtrudniejszych kierunków studiów, jednakże jest to według mnie interesujący kierunek. Jestem osobą zmotywowaną i gotowa kuć do ostatniej kropli krwi, jednakże obawiam się matury rozszerzonej z chemii. Nie martwię się biologią, tylko tą chemią... nie jestem pewna, czy byłabym w stanie nadgonić materiał do matury (we wrześniu będę w drugiej klasie). Nigdy nie byłam geniuszem z matematyki, z chemii również (jeżeli chodziło o obliczenia czy reakcje). Co o tym myślicie? Czy zapał i przysiadka do chemii przyniesie pozytywny rezultat? Ja uważam, że ta walka byłaby warta świeczki, szczególnie dla osoby takiej jak ja, która bierze swoją przyszłość na poważnie. Chciałabym jednak poznać Wasze opinie. ;)