No właśnie? W ostatnich czasach bycie dys-coś tam stało się niebywale modne. Właściwie jest to nowa choroba, bo za czasów moich rodziców i zapewne wcześniej takie osoby nazywano po prostu debilami :) Ciocia Wikipedia powiedziała mi, że rozpoznanie dysleksji jest możliwe wyłącznie u osób w normie intelektualnej, która zna zasady poprawnej pisowni, ale zaburzenie CUN (centralnego układu nerwowego) uniemożliwia stosowanie ich. Innymi słowy: żeby być dyslektykiem trzeba być inteligentnym. Inteligencja to: zdolność rozumienia, uczenia się oraz wykorzystywania posiadanej wiedzy i umiejętności w sytuacjach nowych. Cecha umysłu warunkująca sprawność czynności poznawczych, takich jak myślenie, reagowanie, rozwiązywanie problemów. Jedno wyklucza drugie. Osoba inteligentna uczy się, wykorzystuje posiadaną wiedzę, myśli... Czy osoba inteligentna może mieć kłopoty z czytaniem i pisaniem? Oczywiście, ale powinna nauczyć się poprawnego czytania i pisania. A więc? Czy wszelkie odmiany dys-coś tam są tylko łagodniejszym określeniem choroby zwanej debilizmem? Gdzie jest granica? Zainspirowane pewną osobą z mojego otoczenia.