Proszę uzasadnione odpowiedzi.Otwieram oczy i spoglądam z przerażeniem, na leżącego obok Paul'a. Za każdym razem budzi mnie sen, w którym pojawia się Franklin-nasz wspólny przyjaciel i za każdym razem budzę się przerażony wizją tego, że Paul już o wszystkim wie. Zawsze okazuje się jednak, że leży obok mnie spokojny i pełen nieświadomości. Ostrożnie dotykam jego twarzy. Mamrocze coś i odgania się ode mnie, jak od muchy. Uśmiecham się. Wszystko jest jak dawniej, Paul o niczym nie wie. Kładę się na wznak, oddycham z ulgą. To dobrze. Doskonale, że nadal jest jak dawniej, że wciąż mogę w to brnąć, choć czasami chcę przestać. Chociaż płaczę po kątach z bezsilności to jest jak nałóg. Paul podnosi powieki,uśmiecha się do mnie.-Cześć, skarbie. -szepcze zaspanym głosem.-Cześć. -odpowiadam i szybko wygrzebuję się spod kołdry. Ubieram się pośpiesznie, nie patrząc w jego stronę.-Musisz już iść ?-pyta. Kiwam głową.-Dzisiaj wrócę później. Mamy jeszcze jakieś zebranie.- odpowiadam otwierając na oścież szafę.-Ty i ta twoja praca ! Ciągle pracujesz.- jęczy, odwracając się na wznak.-Niestety.-odpowiadam, chwytam marynarkę i wychodzę .Zamykając za sobą drzwi wołam jeszcze "Do zobaczenia" w jego kierunku.Jem śniadanie w jakiejś małej,zadymionej kawiarence. Obserwuję ludzi idących ulicą i młodą dziewczyną rozdającą ulotki. Czasami myślę, że mogłoby być jak dawniej. Ja i Paul-razem na zawsze. Dopijam kawę i wstaję. Pędzę do biura, a tam, siedząc za biurkiem i obsługując drukarkę myślę tylko o Frank'u. Paul nie pojawia się w moich myślach. Po pracy wypadam z budynku z prędkością światła i pędzę do najbliższej budki telefonicznej. Wykręcam numer Franklin'a.-Halo ? To ty Aaron ?-pyta.-Tak. Mogę do Ciebie wpaść. -opieram się ramieniem o szklaną ścianę.-Jasne. Czekam. Rano dzwonił do mnie Paul.-informuje mnie,jakby od niechcenia.-Co chciał ?-Nic ! Pogadać ! Nie panikuj, nie zdradza Cię ze mną. -ironizuje.-Dobra. Idę złapać taksówkę. -rzucam słuchawką. Stoję jeszcze przez chwilę ze wzrokiem wbitym w czubki własnych butów. Powinienem z tym skończyć ! Jestem na siebie wściekły. Słyszę cichutkie stukanie. Jakaś zdenerwowana, zniecierpliwiona staruszka puka palcem w szybę. Wychodzę z budki, burczę w jej kierunku "Przepraszam" i pędzę na postój taksówek. Wskakuję do pierwszej z brzegu. Kierowca składa gazetę i żując gumę powoli spogląda na mnie przez ramię.-Dokąd ?-pyta. Początkowo chcę nawet podać adres mieszkania swojego i Paul'a, ale ostatecznie każę się zawieść do Frank'a. Staję przed tym wysokim, oszklonym wieżowcem, który wygląda jak biurowiec. Naciskam przycisk domofonu, potem przez minutę lub dwie jadę wyłożona lustrami windą. Widzę się z każej strony i zaczynam czuć do siebie dziwną, załamującą wręcz niechęć.