-Victoria, śniadanie jest na stole od piętnastu minut. Która to już godzina?- po raz kolejny starsza pani zerknęła na zegarek-no proszę, 7:35.Victoria, czy ty mnie w ogóle słyszysz?-Tak ciociu, już idę- odpowiedziała dziewczyna.Victoria stała na środku swojego pokoju na piętrze i zajęta szukaniem podręcznika od fizyki. Po półgodzinnych poszukiwaniach westchnęła, wzięła plecak i zeszła na śniadanie. Ciocia i wujek stali przy stole w jadalni.-Boże, nareszcie- westchnęła kobieta i razem z mężem odśpiewali swojej podopiecznej "sto lat". Victoria uśmiechnęła się.-Bardzo wam dziękuję-podziękowała i przytuliła swoich opiekunów.-Ale to nie wszystko- zapowiedziała kobieta i na chwilę wyszła z jadalni.Dziewczyna skorzystała z okazji i skubnęła tosta z szynką i zielonym ogórkiem, który leżał na talerzu. Przed nim stał kubek gorącego kakao.-Nie skub, tylko zjadaj.Za dwadzieścia minut masz autobus- zawołała ciocia z piętra.Tak na prawdę Amelia i Edward Brayonowie nie byli wujostwem Victorii, tak na prawdę w ogóle nie byli z nią spokrewnieni. Adoptowali ją, gdy miała czternaście lat, ponieważ byli starszymi ludźmi i potrzebowali pomocy w domu i w stajni. Oboje byli po sześćdziesiątce, z tym, że Amelia była dwa lata młodsza. Małżeństwo miało duży dom z piętrem, urządzony w stylu staro-angielskim. Stać ich było na pokojówkę, ale woleli mieć w domu młodą i żywą dziewczynę, która pomagałaby starszej kobiecie w sprzątaniu, praniu czy gotowaniu i zajmowałaby się stajnią z kilkoma końmi. Nie mieli własnych dzieci, ich jedyny syn zmarł w wypadku samochodowym, gdy miał 19 lat. Od tego czasu sami zajmują się swoją posiadłością, ale od niedawna brakuje im już sił. Poza tym chcieliby żeby po ich śmierci spadkobierczynią ich dobytku była Victoria, a nie zachłanne rodzeństwo Edwarda. Victoria nie pamięta swoich rodziców. Gdy skończyła 11 lat zaczęła własne śledztwo jednaj nie przyniosło to dużych rezultatów. Nigdy nie mówiła do nich mamo albo tato, zastanawiała się nad babcią i dziadkiem, ale w końcu wybrała wujku i ciociu gdyż sami na to nalegali.-Zamknij oczy- powiedział wujek-tylko nie podglądaj.Victoria westchnęła, odłożyła na wpół zjedzonego tosta, wstała z krzesła i zamknęła oczy. Jej zdaniem była zdecydowanie za stara na niespodzianki typu: zamknij oczy, a jak je otworzysz udawaj, że się cieszysz, ale nie chciała sprawić wujostwu przykrości. Po chwili usłyszała stuknięcie, a potem coś zimnego dotknęło jej szyi. Było leciutkie i z pewnością był to naszyjnik.-Już możesz otworzyć-powiedziała ciocia, która nagle pojawiła się obok męża.Dziewczyna otworzyła oczy i spojrzała na swoją szyję. Dostrzegła srebrny łańcuszek, a na nim zawieszkę w kształcie klucza. Pobiegła do łazienki i uważnie przyjrzała się swojemu odbiciu. Spostrzegła drobną nastolatkę o fiołkowych oczach, skórze koloru kości słoniowej i kurtyną delikatnie opadających kruczoczarnych włosów. Na szyi dostrzegła łańcuszek z nietypową zawieszką. Mimo że nie lubiła takich błyskotek, a właściwie tolerowała tylko rzemyki, ta spodobała się jej bardzo. W kluczyku był coś nadzwyczajnego, coś, co pozwalało się wpatrywać w niego całymi godzinami, coś, co przyciągało uwagę.-I jak, podoba ci się?- Victoria nie zauważyła, że ciocia stoi w drzwiach łazienki i uważnie się jej przygląda. Nie doczekując się odpowiedzi kobieta sama jej sobie udzieliła- widzę, że tak. To bardzo ucieszy Edwarda, bo to on uparł się na taki prezent. Ja mu mówiłam, że ty nie lubisz takich świecidełek, ale on twierdził, że ten łańcuszek "przemówił" do niego-była pewna, że jak Victoria usłyszy, że to Edward wybrał prezent, odpowie coś w stylu: och naprawdę? Jest śliczny! I dużo się nie pomyliła.-Naprawdę? To wujek wybrał ten prezent?- zdziwiła się dziewczyna, a po chwili dodała-jest naprawdę śliczny-i znów spojrzała na swoje odbicie w lustrze.-Victoria, za pięć minut masz autobus-zawołał wujek-a ja widzę, że ty nawet nie zjadłaś do końca jednego tosta- dodał karcącym tonem-Idę, już idę- mruknęła dziewczynaGdy w drzwiach łazienki mijała ciocię, zauważyła, że kobieta przygląda się jej z rosnącym zainteresowaniem. Uważnie śledziła każdy jej ruch, jakby była kotem szykującym się do skoku na mysz. Spojrzała w oczy Victorii. Ta cicho syknęła, widząc, że w oczach cioci maluje się zimna radość, jakby kobieta przed chwilą zabiła kogoś a teraz wybierał następną ofiarę.