zastanawiam się czy nie mam jakiejś fobii. mam wiele kompleksów, często stoję przed lustrem, przeglądam się w czym tylko sie da ale nie ze względu na "samouwielbienie" BROŃ BOŻE. Czuję się okropnie we własnym ciele, nieatrakcyjnie i żałośnie. W towarzystwie obojętnie jakiś dziewczyn czuję się tą najbrzydszą mimo tego że rzekomo ludzie nie uważają mnie za brzydotę. Nie wyjdę z domu bez makijażu czy wyprostowanej grzywki. Dostaję ataku paniki i złości gdy coś się nie układa lub gdy gdzieś na mieście pomoczą mi się włosy gdyż musiałabym je prostować. Nie wiem dlaczego tak się stało, jest to uciążliwe bo jestem bombą energii i duszą towarzystwa a przez moje urojenia wycofuję się z życia społeczznego. Teraz za oknem jest +25 stopni ale ja nigdzie nie mam zamiaru wyjść. Nawet moi rodzice nie są w stanie tego zrozumieć i uważają że to "przez dojrzewanie". G*wno prawda (wybaczcie słownictwo ) nie wiem co robić