Proszę o rozwinięte,uzasadnione odpowiedzi.Siedzę na podłodze obejmując ramionami swoje nagie ciało.Drżę,zamykam oczy i odchylam głowę,bo mam wrażenie,że zemdleję.Wstaję,jedną ręką przytrzymując się szafki i wysuwam szufladę.Wyciągam z niej fiolkę z tabletkami.Pozbawiony sumienia aptekarz sprzedaje mi je hurtowo.Połykam trzy kapsułki.Pozbawiają mnie bólu i świadomości.Wpadam w stan otępienia,jakbym unosił się między jawą,a snem.Osuwam się w dół ściany,znów ląduję na podłodze.Świat rozmywa mi się przed oczami,żyły płoną żywym ogniem.Wstaję z trudem i kładę się na kanapie.Obok mnie leży uruchomiony stale komputer.Czekam na jakąkolwiek wiadomość od Ryan'a-mojego jedynego i w dodatku korespondencyjnego przyjaciela.Piszemy do siebie od pół roku.Nigdy go nie widziałem,nie słyszałem jego głosu.Wiem tylko,że ma dwadzieścia siedem lat i tak,jak ja mieszka w Filadelfii.Na ekranie pojawia się mała,pulsująca kopertka.Odwracam się w stronę monitora.Przez moment oślepia mnie jego blask.Na ekranie pojawia się wiadomość od Ryan'a:"Wybacz,muszę Ci coś wyznać.Powinienem był zrobić to już na początku.Zrozumiem,jeśli mi nie uwierzysz lub zerwiesz wszelki kontakt."Wpatruję się martwym,niewidzącym wzrokiem w te słowa.Mija chwila,zanim dociera do mne ich sens.Jaka tajemnica ? O co chodzi ? Cierpliwie czekam na kolejny ruch z jego strony,czując jak tępy,okropny ból powraca.Wbijam paznokcie prawej dłoni w lewy nadgarstek i wpatruję się w ekran."Błagam,napisz coś."-pisze Ryan."O co chodzi ? Możemy się spotkać ?"-proponuję.Skoro już skrywa jakiś sekret,to niech mi go wyjawi prosto w oczy."Jestem niewidomy"-odpowiada.Znowu to do mnie nie dociera.To pewnie wina leków,które nie do końca przestały działać i otępienia,w którym nadal tkwię."Więc jak do mnie piszesz ?"-wystukuję kolejne pytanie.Zagryzam wargę i zwijam się w embrion,bo w mojej głowie rozlega się przerażający,jednostajny pisk.Nie zauważam nawet,kiedy przychodzi zwrotna wiadomość."Mam komputer dostosowany do pracy z osobą niewidomą.Poza tym pomaga mi przyjaciółka.Rozumiem,że to dla Ciebie szok."-czytam.Zastanawiam się przez moment,czy i ja nie powinienem wyznać mu prawdy o sobie,ale za bardzo się boję.Jestem tchórzem."Czy nadal chcesz się ze mną spotkać ?"-wyświetla się na ekranie monitora.Jestem coraz bardziej przerażony i zdezorientowany.W końcu,pod wpływem chwili odpisuję:"Tak.""Dobrze.W niedzielę w kawiarni "La leyenda",o osiemnastej ? Mogę przyjść z przyjaciółką ?""Wolałbym,żebyś był sam."-odpisuję prędko.Jego przyjaciółka mogłaby zobaczyć,że coś jest ze mną nie tak."Nie odnajdę Cię wzrokiem w tłumie.""Ja znajdę Ciebie.Miej ze sobą białą różę i siedź przy stoliku przy oknie.Mogę się kilka minut spóźnić.Powitam Cię słowem "Hola",więc poznasz,że to ja.Z resztą,jeśli usiądzie tam ktoś inny możesz go zapytać,jak ma na imię."-odpowiadam.Wymyślam pokręcony,irracjonalny plan."Dlaczego chcesz,żebym był sam ?""Nie chcę obecności osób trzecich.Chcę Cię poznać twarzą w twarz.Jeśli poczujesz zagrożenie z mojej strony,na pewno uratuje Cię ochrona z kawiarni.Nie bój się."-odpowiadam.Zalewa mnie nagła fala zimna,jakby ktoś zatrzasnął mnie w chłodni.Jeszcze bardziej kulę się w sobie."Brzmi rozsądnie.Zobaczymy co z tego wyjdzie.Więc do zobaczenia w sobotę.Mam nadzieję,że mi ufasz,choć trochę i nie odrzuca Cię moje kalectwo."-pisze.Wyłączam komputer,odwracam się na wznak.To wszystko rozwija się zbyt szybko.Pulsujący ból powraca i pulsuje uparcie w mojej głowie.Zaciskam powieki.Zasypiam na siłę,niespokojnym snem,przerywanym uderzeniami bólu.Śni mi się moje własne ciało,pływające na powierzchni ciemnej,gęstej,niemal czarnej cieczy.Krew.Moje zwłoki spokojnie dryfują przez chwilę,a potem nagle z głośnym pluskiem spadam na dno krwawego oceanu.Gwałtownie otwieram oczy.Budzę się z tego przerażającego snu.Oddycham nerwowo,z przerażeniem rozglądając się dookoła.Słyszę pęd własnej krwi.Odwracam się na wznak,przyciskam rękę do skroni.Mam ochotę wrzeszczeć i przeklinać.Chętnie zażyłbym kolejną porcję tabletek,ale jestem świadomy,że to wykończyłoby mnie prędzej.Zaciskam więc zęby i nawet się nie odzywam.