Odpowiedź uzasadnij... - Co zamierzasz zrobić? - Peter siedział na polowej pryczy, nie zamierzając narzekać na warunki w „pokojach dla personelu”. Całkiem dobrze szło mu też udawanie, że wierzy, iż ludzie pracujący w placówce są tak traktowani. Czuł się raczej, jak znienawidzony uczeń, który dostaje najgorszy pokój na wycieczce szkolnej, aniżeli partner szanowanego agenta federalnego. Zresztą… te wspomnienia nie były aż tak odległe.- A co zawsze robię, Pete? - Chris posłał mu cień uśmiechu, który zapewne wyglądałby szczerzej, gdyby mężczyzna nie był tak skupiony. - Panna Amanda topi się w fałszu jak nikt inny.Peter uśmiechnął się. Christopher był jedną osobą, która pozwalała sobie na zdrabnianie jego imienia na służbie. Zresztą to działało w obie strony, także początkowa niechęć do siebie szybko przerodziła się w coś, co można nazwać przyjaźnią.- Wydawała się być mocno zdesperowana.- Możliwe. - Chris skinął głową w zamyśleniu. - Przyznasz jednak, że gadała od rzeczy. - Też bym to robił na jej miejscu.- Wcale nie, Pete. Nie utożsamiaj się z tą kobietą, z nią jest coś nie w porządku. Na początku wydała mi się profesjonalna - rozumiesz, informacje, którymi mnie darzyła były sensowne. Mniej więcej od momentu, kiedy poczęstowałem ją papierosem zmieniła się o sto osiemdziesiąt stopni. Dlaczego? - Mówiąc to sięgnął do kieszeni i wyciągnął paczkę cameli, a z zapachem siarki znów zmieszała się woń tytoniu. Mężczyzna zaciągnął się głęboko, po raz drugi machając papierosami przed twarzą przyjaciela. Ten wzruszył ramionami, najwidoczniej zapominając o swojej wcześniejszej odmowie.- Mówiłeś, że rzucasz - przypomniał Chris z rozbawieniem.- Właśnie. Mówiłem.- Złe nawyki?- Kto powiedział, że złe? - Peter odwzajemnił spojrzenie mężczyzny. - Wracając do sprawy Amandy, zakładam, że nie żartowałeś?- Mówiąc, że rozejrzę się po pokojach pacjentów? Sam oceń. Ja nie będę tego robić. Zdam się na ciebie.