Wydarzyło się to naprawdę! Mając lat 11, byłam wraz ze starszą o rok siostrą, na wakacjach u dziadków na wsi. Mają oni małą, wiekową willę ze starymi meblami, wzorzystymi dywanami rozścielanymi na każdej podłodze... Kiedy jest się wewnątrz tego domu, ma się wrażenie, jakoby byłbyś w jakimś średniowiecznym zamku. Dążąc do opowieści; dzieliłam z siostrą długi, wąski pokój z dwoma łóżkami. Moje znajdywało się w rogu, między rozwidleniem dwóch ścian. Pochylałam się nad nim, by coś z niego zabrać (nie pamiętam dokładnie, ale było to chyba jakieś czasopismo) i wtedy coś mocno pchnęło mnie na ścianę. Uderzyłam w nią głową i przy okazji nabiłam sobie guza. Zbierając się po tej potyczce usłyszałam szybkie, głośne, oddalające się kroki, jakby ktoś wybiegał z pomieszczenia. Najpierw uśmiechnęłam się jedynie zjadliwie, pewna, że to moja siostra robi mi psikusa. Jednak, coś się nie zgadzało. Pokój jest naprawdę długi, teraz wiem, że nawet najwspanialszy atleta nie zdołałby przebyć w tak krótkim czasie takiego dystansu. (z końca pokoju do drzwi). Ale jako to mała, głupiutka jeszcze dziewczynka pobiegłam od razu "za siostrą" by pacnąć ją w głowę pięknym za nadobne. Siostry nie było w najbliższych pokojach. Okazało się, że od dłuższego czasu pomaga babci na zewnątrz, przy pielęgnowaniu ogródka. Zatem nikogo prócz mnie nie było w domu. Od tamtej pory wierzę w życie pozagrobowe... Czy mieliście podobne, paranormalne historie? :)