Studiuję fizjoterapię. Byłam wiele razy w moim dziekanacie, miałam różne sytuacje, ale jak się było dla tych ludzi miłym to oni też byli mili. Miałam nawet problem z zaliczeniem przedmiotu, to mi mówili co mam robić, sami dzwonili na katedrę prosić o termin poprawy, więc no może nie jest tak, że liżą tyłki, ale czuję, że nie są to aż tak wredne osoby jak się opisuje "dziekanice" w internecie. W tym roku zarekrutowałam się na kierunek językowy. Tak dla siebie, bo zawsze chciałam studiować języki. Sporo osób nawet tutaj mi pisało, że to już lepiej iść nawet na jakiś kurs językowy, ale ja się upierałam, bo chciałam to studiować. Wczoraj zadzwoniłam do dziekanatu tego wydziału i rozmawiałam z tam tak chamską babą, że aż się zdziwiłam, jak można być tak zawistnym. Zadzwoniłam i powiedziałam, że chcę się spytać o indywidualną organizację studiów to usłyszałam "na pierwszym roku? No chyba nie" i to powiedziane tonem obrażonej nastolatki. Mówię, że to drugi kierunek, że pierwszy to fizjoterapia, a ta że języki to tak trudny kierunek, że no prawie nie do przejścia (według niej). Strasznie wyolbrzymiała. Nawet jej powiedziałam, że na każdych studiach trzeba jakiś tam wysiłek włożyć to panią zatkało. Potem dodała, że no muszę mieć zaświadczenie o tych drugich studiach, złożyć w październiku, przyjść po podpisy prowadzących, ale cytuję "z doświadczenia wiem że takich studentów skreślamy po 3 miesiącach" i powtórzyła to ze 3 razy. Rektor zarządził wniosek o indywidualnej organizacji studiów, a pani z dziekanatu od razu mówi, że takich studentów się skreślaCały czas rozmawiała ze mną tonem pretensjonalnym, czasami nawet zwracając się na "ty", gdzie nawet profesor od anatomii, bardzo poważny człowiek zwracał się do swoich studentów z szacunkiem, dlatego doznałam szoku.Teraz się zastanawiam, czy wszędzie tak jest i mój wydział jako jeden z nielicznych ma w miarę dobry dziekanat, a wszędzie są takie "mądre" panie z dziekanatu? No ja cały czas nie mogę wyjść z szoku, bo to nie jest żaden dobry znany uniwersytet typu UJ czy UW, to uniwersytet mało znany, trochę humanistyczny, trochę techniczny, widziałam na ich stronie nawet, że kilku studentów pisze, że "jak coś jest do wszystkiego to jest do niczego" i to chyba prawda. Generalnie ja póki nie przyszłam do tego miasta to nawet nie słyszałam o istnieniu tego uniwersytetu. Na te studia językowe też chyba przyjęli wszystkich, bo wiem, że na mój kierunek dostała się dziewczyna z 32% z angielskiego. I ktoś mi zasugerował, że to po prostu kompleksy, że oni chcą się czuć bardzo ważni. Ja nie traktowałam ich mniej poważnie, ale po rozmowie z tą panią już tak. Niby wydział humanistyczny a kobieta jednego zdania nie potrafi poprawnie złożyć.I miałam mega ambicje, że mogłabym wreszcie spełnić jakieś swoje marzenie, bo zawsze chciałam studiować języki, ale nie jako główny fakultet, więc z fizjoterapią byłoby super, ale po tym, jak zostałam potraktowana cały zapał mi przeszedł, miałam mega ambicje a teraz mam po prostu niesmak, bo sama mam do czynienia na studiach z bardzo wymagającymi profesorami, doktorami, i nikt po nogach nie całuje, ale no nigdy nie miałam do czynienia z takim chamstwem. Byłam bardzo zadowolona, że odpocznę trochę od ilości biologii na studiach i będę miała odskocznię a teraz chyba mam dosyć i chyba faktycznie pójdę do jakiejś szkoły językowej, bo no jestem po prostu zawiedziona tą sytuacjąCzy tak jest wszędzie czy to norma?