Wydawało mi się, że strach przed karą, kiedy wiedzą/podejrzewają, że wypadek jest z ich winy, ewentualnie że są na tyle w szoku, że nie ogarniają, że komuś zrobili/mogli zrobić coś złego i to wypierają. Ale... Taka sytuacja, prawdziwa, sprzed kilku godzin (uwaga, długi opis): idę sobie chodnikiem, jakiś gość chce zaparkować na tym chodniku obok mnie. I parkując, już na chodniku, wpada w poślizg (pisałam w moim ostatnim pytaniu o stanie wielu chodników u mnie w mieście, odśnieżone, ale lodowisko) i najeżdża mi kołem na stopę. Moje mega wielkie szczęście, że chodzę w glanach, a te buty mają dwie cechy, które mi uratowały tyłek (stopę?): metalowe noski (i skończyło się tylko lekkim wgnieceniem tego metalu zamiast moich kości palców) i masywny, zaokrąglony przód, na który to auto na minimalnej prędkości lekko najechało i od razu się samo stoczyło, nie przejechało całym ciężarem, więc w efekcie w sumie tam nie wylądował jakiś wielki ciężar, tylko część tego przypadającego na jedno koło i to na krótki czas, chociaż bez tego utwardzenia w czubku buta to stopę by raczej trochę...ee, przymiażdżył.I zmierzam oczywiście do zachowania kierowcy. Gość raczej zauważył, że coś nie pasuje (że na coś najechał i to coś chyba nie mogło być niczym innym niż moją nogą), bo przez chwilę spotkał się ze mną wzrokiem i miał ewidentną panikę na twarzy. I...ruszył, cofnął z chodnika i natychmiast odjechał. Nie tak, że nie zauważył, że cokolwiek się mogło stać, a miał zamiar i tak odjeżdżać. On tam parkował. (Ta ulica jest tak zbudowana, że innej opcji nie było, odjechał w tę samą stronę, z której nadjechał, więc też raczej nie chciał zrobić zawrotki ani nic takiego, w poślizg wpadł dopiero podczas tego parkowania, jak już hamował, więc nie chciał też w ten sposób "uspokoić sytuacji" ani nic)I moje przedstawione na początku pytania przekonanie padło, bo to na pewno nie była niczyja wina (ja szłam chodnikiem, on parkował na miejscu, na którym parkowanie jest dozwolone), a jeśli już, to tylko właściciela budynku obok, który nie zabezpieczył chodnika (na którym zawsze parkują samochody) przed poślizgnięciem się. To, że miałam buty, takie, a nie inne, to czysty przypadek, mogłam mieć płaskie z przodu, miękkie buty, po których by przejechał całym kołem albo się na nich zatrzymał i mi zmiażdżył nogę. A on raczej nie wiedział, czy mi coś zrobił, czy nie, tylko zwyczajnie spier...lił natychmiast po zauważeniu, że na mnie najechał.Znam jeszcze jedną sytuację, w której wina leżała po stronie pieszego (moja przyjaciółka), a kierowca i tak uciekł, ale nie będę tym już wydłużać tego pytania.Więc...dlaczego? Co tymi ludźmi powoduje, że uciekają (zakładając sytuacje, że zauważyli i dotarło do nich, że mogli coś komuś zrobić)?