Moim zdaniem tak. Rozwiązałoby to sporo problemów.Ilość samochodów na drogach by powoli spadała (elektryki są drogie, tylko bogatych byłoby stać, ale stopniowo by ceny spadały). Czyli mniej korków. Więcej ludzi musiałby poruszać sie komunikacją zbiorową, która przy mniejszym ruchu byłaby płynniejsza. Poprawiła by się jakość powietrza. Zmniejszył hałas.Technologicznie takie pojazdy już są dostępne w bogatej ofercie. Samochody, dostawczaki, autobusy, motocykle, skutery, rowery, hulajnogi. Nawet sprzęt pływający mógłby częściowo być tym objęty. Wędkarze np. od kilkunastu lat powszechnie używają elektryków bo ciche i nie płoszą ryb. Są lżejsze i łatwiejsze do wożenia autem niż ich spalinowe odpowiedniki (bo nic śmierdzacego się nie wylewa z nich - a na łódce zostawić nie można bo silnik ukradną).Oczywiście transport ładunków (ciężarówki), pojazdy specjalistyczne, maszyny rolnicze itp nie byłyby tym objęte.Tak sobie policzyłem. Gdyby nagle 1/3 pojazdów zmieniła się na elektryczne (co jest niewykonalne, mowa o 3-4 mln pojazdów - przy sprzedaży 0,5 mln rocznie po 6-8 latach byśmy ten poziom osiągnęli) i jeździła tak jak jeździ to dodatkowe obciążenie sieci elektrycznej nie przekroczyłoby 5%. To dużo ale biorąc pod uwagęi iż większość z nich (70-80%) ładowałaby się w nocy gdy zapotrzebowanie na energię jest najniższe nie trzeba by modernizować tego co jest.