Bo wydaje mi sie, że oba te "dogmaty" zasługują na takie porównanie. Uznani naukowcy negują wiarę w istoty nadprzyrodzone a wielu naukowców (o dziwo, głównie prawicowych) zaprzecza globalnemu ociepleniu. Kaznodzieje nawołują do przykładnego życia i pamiętania o śmierci - ekolodzy do dbałości o środowisko, likwidacji paliw kopalnych na rzecz OZE. Księża przekonują niewierzących, że na wszelki wypadek lepiej wierzyć, bo potem nie ma odwrotu, tak samo Greenpeace i inne organizacje "eko" mówią, że nawet jeżeli Globcio to mit, to lepiej zawczasu z nim walczyć. Religia potępia dobra materialne a ekolodzy też pomstują na tych, którzy dla hajsu wycinają lasy, palą najtańszym paliwem czy smrodzą niesprawnymi samochodami. A na koniec jedni wytykają drugim, że nie mają na to, co mówią żadnych dowodów, że to tylko mity. Gdzie jest granica pomiędzy wiarą a rozsądkiem?