Czyli czy warto iść na studia z założeniem, że idzie się po to, żeby dowiedzieć się nowych rzeczy, żeby też przeżyć to całe "studiowanie", może po prostu chodzić o jakieś rozwijanie zainteresowań, czy też samo takie poczucie zdobywania jakiegoś wykształcenia, albo traktowanie tego jako rozwój osobisty, a to wszystko ze świadomością, że i tak nigdy nie będzie pracowało się w zawodzie, bo te studia żadnego zawodu nie dają i jedyne co po nich można, to wpisać sobie to w CV, ale nie będzie to miało większego znaczenia dla pracodawcy. Czy według Ciebie ma to sens? A jeśli zależy, to od czego? Kiedy ma to sens, a kiedy nie?