• Rejestracja
Witaj! Zarejestruj się i zostań Super Radnikiem. Poznaj fajnych ludzi i odpowiadaj na ich pytania.

Radnik.pl to serwis, w którym możesz zadawać pytania innym użytkownikom i ekspertom, dzielić się wiedzą z innymi i zdobywać wiedzę na liczne tematy. Zobacz, jak możesz pomóc innym.

Radnik.pl korzysta z plików cookies, aby zapewnić Ci największy poziom usług. Dowiedz się więcej.

Jak się z tego podnieść?

0 głosów
Zacznę od tego że mam 15 lat i już dość swojego życia. Nie mam komu się wyżalić, a wiadomo, że na Internecie jest najlepiej. Pochodzę z beznadziejnej rodziny. Nikt nie jest wykształcony. Jesteśmy nikim. Rodzice nie są razem. Mieszkam z matką, która jest nerwowa. Ojciec pracuje za granicą. I wszystko, co się dzieje wiąże z tym, że nasza rodzina się rozpadła. Wszystko. Tak jakby nie mógł tego przeboleć. Mi to wisi, szczerze mówiąc. Tak jest nawet wygodniej. Mam dwóch starszych braci. Są nieudacznikami, idiotami, nic nie potrafią. Tak jak ja. Chociaż nie. Ja jestem gorsza od nich. No właśnie... Przejdźmy do mnie. Jestem nikim. Nieudacznikiem. Nic nie potrafię. Jestem brzydka. Nawet makijaż nie pomaga. Wstydzę się swojej twarzy, swojego wyglądu. Seplenię. I to jest najgorsze chyba z tego wszystkiego. Chodziłam do logopedy, ale nie pomagało. Sama ćwiczę w domu - nie pomaga. W gruncie rzeczy i tak się nie odzywam, ale nadal przeszkadza mi ta wada. Mam ochotę odciąć sobie język. Na co mi on, skoro przynosi tylko wstyd? Miałam już tyle przykrości z tego powodu. Ludzie się wyśmiewali, że "dziwnie" mówię. Przez to bardzo mało się odzywam. Gdy tylko muszę. Uniemożliwia mi to kontakty z ludźmi. Zresztą, i tak ich nienawidzę. Za bardzo ranią. Są bezlitośni. Potrafią zdeptać każdego. Nie wyznają zasady, że leżącego się nie bije. Oni biją, aż całkowicie go złamią. Jak można się domyślić nie mam przyjaciół. Nie mam nawet znajomych. Boję się ludzi, boję się, że znów mnie skrzywdzą. Unikam ich. Nie mam odwagi się przełamać i poznawać nowych ludzi. Nie potrafię. Boję się, że będą tacy jak tamci. Będą mnie poniżać, upokarzać, wyśmiewać moje wady. Może to wynik tego, że będąc małym dzieckiem przebywałam w towarzystwie dorosłych. Mama nigdy nie zabierała mnie do dzieci, tylko do swoich dorosłych znajomych. O chłopaku nawet nie myślę. Jestem za brzydka. Poza tym, który chłopak chciałby sepleniącą dziewczynę? Żaden. Wstyd gdziekolwiek się z nią pokazać, przedstawić znajomym, rodzicom. W sumie i tak nie wierzę w miłość. Uważam, że to tylko bajka dla nastolatek. Nie ma miłości, są tylko korzyści, które obie strony mają. A ja? Co ja mogę zaoferować mojemu potencjalnemu chłopakowi? Tylko spokój i ciszę, bo nie zamierzam nikomu się naprzykrzać moją wadą wymowy. Wyglądem zresztą też nie. Zainteresowań żadnych nie mam. Nie potrafię sobie znaleźć. Lubię jeździć na rowerze, czytać książki, słuchać muzyki, lubię historię drugiej wojny światowej. Ale na co to wszystko? Teraz będę wybierała szkołę średnią. Patrząc na te profile dochodzę do wniosku, że jestem beznadziejna i że do niczego się nie nadaję. Nic nie potrafię. Stać mnie tylko na to, żeby skończyć mało wymagające studia i pójść na kasę do Biedronki. Piękna przyszłość, prawda? Co prawda dobrze się uczę, co roku miałam pasek. Na koniec tej klasy (druga gim) miałam średnią 5,12. Może szału nie ma, ale w mojej klasie byłam najlepsza. Ale co z tego? Nie wiem, co się ze mną stało. Coś we mnie pękło. Może to się we mnie od dawna zbierało, ale tego nie zauważałam. Może TO potrzebowało czegoś, dzięki czemu mogłoby się ujawnić. I znalazło. Moment, kiedy zastanawiam się nad wyborem szkoły. Najgorszy, ze wszystkich możliwych. Nie mam już siły. Na nic. Cały dzień siedzę w pokoju. Nie chcę nigdzie wychodzić. Zresztą: gdzie? Znajomych nie mam. Oprócz śniadania nie jem nic. Nie chcę. Poza tym nie muszę. Czytanie książek i słuchanie muzyki nie pochłania wiele energii. W nocy płaczę. Nie wytrzymuję. Coraz częściej myślę, że lepiej by było gdyby moje życie się skończyło. Ale nie mam odwagi. Miałabym tylko odwagę się otruć, ale w moim domu nie ma żadnych taki substancji. Chciałabym zasnąć na zawsze. Tak po prostu. Nie chcę już żyć, po co mam się męczyć? Ostatnio mój tata dzwonił. Nie wytrzymałam, zaczęłam płakać. Nie chciałam. Wiem, że nie mogę pokazywać tego, jak bardzo jestem słaba. Ale już nie potrafię. To wylewa się poza mnie. Spytał co się stało. Nie odpowiedziałam. Nigdy nie powiem mu prawdy. Co mam mu powiedzieć: "Tato, mam już dość. Jestem nikim. Będę nikim. Chcę tylko jednego: mojej śmierci. Pomóż mi i mnie zabij"? Dziś stwierdził, że jestem rozpuszczoną nastolatką, która nie jest przystosowana do życia. Co do tego, że nie potrafię żyć w zupełności się zgadzam. Ale nie jestem rozpieszczoną dziewczyną. Mam tylko problemy. Sama ze sobą. Chciałabym, żeby się już skończyły. Wiem, że to głupie, ale zazdroszczę ludziom, którzy już umarli. Mogłabym zamienić się z kimś, kto umiera, a kocha życie i ma na nie plany. To zabawne, jak mogą zmienić się marzenia w przeciągu zaledwie dwóch lat. Kiedyś marzyłam o wysokim stanowisku w jakiejś firmie, kochającym mężu, wspaniałych dzieciach. Chciałam pewnego dnia stworzyć rodzinę szczęśliwą. Taką, jakiej ja nigdy nie miałam. A teraz? Teraz marzę tylko o śmierci, żeby już więcej nie cierpieć. Nie wiem, czy ktokolwiek z czytających to wyobraża sobie jak ja tego chcę. Nigdy nie pragnęłam niczego tak mocno. Sęk w tym że boję się bólu. To zabawne. Boję się bólu, który trwałby moment w porównaniu do bólu jaki sprawia mi życie, ludzie, ja. Nie potrafię się przed sobą przyznać, ale jestem chyba chora. Mam chyba nerwicę i jakiegoś doła. Mieszanka wybuchowa. Czasami myślę, że jestem nikim przez moją matkę. To ona mnie wychowywała, powinna więc zadbać o to, bym tych problemów nie miała. Ale nie... To nie jest jej wina. Największym błędem rodziców było to, że pozwolili mi się urodzić. Tylko tyle. A może aż tyle? Reszta to moja wina. Wiem to. I nie mogę tego przeżyć. Czuję się taka bezsilna. Nawet nie wiem, co mam zrobić. Gdzie pójść po pomoc. Nie wiem czy w ogóle tej pomocy szukać. U kogo? U rodziców? Psychologa? Wstydzę się. Głupio o tym mówić. Tutaj jest mi łatwiej. Nie znacie mnie, szybko o mnie zapomnicie. Możliwe nawet, że pomyślicie tak samo jak mój tata. Nie wiem, czy jest jakikolwiek sens walczyć o to życie. Może się poddać? W sumie i tak wiem, że pewnego dnia będę miała do tego stopnia dość, że będzie mi obojętne, czy ten sposób boli czy nie. Zrobię to po śmierci rodziców. Nie chcę ich ranić. Są, jacy są. Ale nie zasługują na to. Wiem, że nic nie osiągnę w życiu. Wiem, że ludzie mnie zniszczą. Czasem mam ochotę wyjść z domu i pójść przed siebie. Daleko. Mając gdzieś wszystko i wszystkich. Nie wiem, dlaczego akurat tutaj to piszę. Może dlatego, że nie mam z kim pogadać. Nie oczekuję, że będziecie się nade mną litowali. Nie lubię tego. Nie oczekuję nawet, że mi odpowiecie. Musiałam to z siebie po prostu wyrzucić. Jeśli chodzi o tytuł pytania: nie wiedziałam kompletnie co wpisać. Nie liczę, że napiszecie mi, co mam robić.
pytanie zadane 9 lipca 2013 w Społeczeństwo i organizacje przez użytkownika niezalogowany
 

Twoja odpowiedź

Your name to display (optional):
Prywatność: Twój adres użyty będzie jedynie do wysyłania tych powiadomień.
Weryfikacja antyspamowa:
Zaloguj lub zarejestruj się, aby nie przechodzić procesu weryfikacji w przyszłości.
nfz skierowania
Agile Software Development Team Poznan Poland
...