Zrobiłam trzy testy. Ze wszystkich wyszło, że mam depresję, jednak wiadomo - to nie diagnoza lekarska. Nie myślę o odebraniu sobie życia, nigdy. Ale często płaczę, mam wyrzuty do samej siebie, czuję się we wszystkim najgorsza. Zadaję sobie pytania typu "Czemu moja rodzina chociaż na chwilę nie może być normalna? Czemu jestem gorsza od innych?". Straciłam zainteresowanie wszystkim, nie mam na nic ochoty. Chodzi o to, że mam okropną potrzebę wygadania się komuś, ale jak już przychodzi co do czego, nie ma szans żebym coś powiedziała. Chyba najbardziej chce powiedzieć o wszystkim swojej mamie.. O tym, że mnie to wszystko męczy. O tym, że czuję się gorsza, brzydsza od innych. O tym, że płaczę cześciej niż jej się wydaje. Że potrafię przeżyć histerię z powodu tego, że nigdzie w tym roku nie wyjeżdżam, albo z powodu tego, że z projektu pani dała mi 5, a nie 6. Jest wiele rzeczy, które trzymam w sobie, ale boję się odrzucenia z jej strony. Powie pewnie "To nie są problemy." Tego się boję.. A czuję, że naprawdę potrzebuję pomocy. Ale jestem pesymistycznie nastawiona do jakiejkolwiek rozmowy z mamą, choć pragnę z nią porozmawiać. Nie mówię nawet swoim przyjaciołom o niczym, nie chcę żeby uznali mnie za gorszą z tego powodu, że być może mam jakieś schorzenie psychiczne. oh, no i brak apetytu. Nic ostatnio nie jem, wciskam jedzenie w siebie siłą - bo jak już wspomniałam - nie marzę o odebraniu sobie życia, ja się boję, że wszyscy wokoło mnie umrą. Straciłam dwóch dziadków, jeden był mi szczególnie bliski.. Chcę tylko usłyszeć. Jest, aż tak źle?