Studiuję niby w dużym mieście, ale nie tak atrakcyjnym do studiowania jak Warszawa czy Kraków.Chciałam się zapisać na drugi kierunek, coś związanego z językami, bo zawsze mnie one kręciły, ale nie jako główny fakultet. Niestety mimo że zawsze byłam dobra z angielskiego maturę napisałam na 35%, więc lipa. Brat prócz filologii na uniwersytecie w moim mieście znalazł lingwistyki stosowane (nie wiedziałam, że coś takiego istnieje)Ja zapisałam się na lingwistykę angielsko-niemiecką i rosyjsko-chińską (nie mieli nic ciekawszego).Z tej pierwszej rekrutacja jest tylko na podstawie matury z angielskiego (tylko nie wiem, czy podstawy też mają jakiś przelicznik, po podstawę mam napisaną całkiem dobrze) a tą drugą liczą ze średniej ocen z matury (trochę lepiej, ale mam słabo podstawową matmę i angielski rozszerzony napisany)Angielski na maturze poszedł mi słabo. Jednak studiuję w niezbyt atrakcyjnym do studiowania mieście, uniwersytet, na który się rekrutowałam na te lingwistyki nie ma nawet podanych progów, więc może to dobry znak (bo jeden uniwersytet, który zam, a nie ma podanych progów to przyjmuje wszystkich jak leci)Co sądzicie? Ja wiem, że są tacy, co mają po 80% z matur, ale tacy właśnie idą do jakiejś Warszawy albo coś,a ci co napisali słabiej ten angielski też jednak gdzieś studiują...