• Rejestracja
Witaj! Zarejestruj się i zostań Super Radnikiem. Poznaj fajnych ludzi i odpowiadaj na ich pytania.

Radnik.pl to serwis, w którym możesz zadawać pytania innym użytkownikom i ekspertom, dzielić się wiedzą z innymi i zdobywać wiedzę na liczne tematy. Zobacz, jak możesz pomóc innym.

Radnik.pl korzysta z plików cookies, aby zapewnić Ci największy poziom usług. Dowiedz się więcej.

Ocenicie pierwszy rozdział mojego opowiadania?

0 głosów
Samantha grzebała zawzięcie w torbie w poszukiwaniu zostawionego tam błyszczyka. Za kilka minut miała się spotkać ze swoim chłopakiem. Do tego czasu musiała wyglądać, jak bóstwo; nieważne, że siedziała na ławce w centrum miasta. Jej pięcioletni syn, David, biegał to w jedną, to w drugą stronę, a ona ledwo go kontrolowała, skupiając większość swojej uwagi na twarzy odbijającej się w lusterku. Gdyby mogła, zostawiłaby chłopca z opiekunką, ale tego dnia dziewczyna miała akurat zaliczenie z historii.- Dav, zostaw tego batonika! – krzyknęła, widząc, że dziecko zastanawia się nad podniesieniem opuszczonej na ziemię słodyczy.Mówiąc to, wyciągnęła z torby telefon. Oczywiście, dzwonił Tom.- Cześć – odebrała, a na jej twarz rozkwitł piękny uśmiech. – Już jestem na miejscu. Coś się stało?- Słuchaj… - zaczął nieśmiało głos w telefonie. – Moglibyśmy przełożyć to spotkanie? Przytrzymali mnie w pracy i dopiero przed chwilą wyszedłem.Sammy przestała się uśmiechać.- Żartujesz sobie ze mnie, prawda?- Przepraszam, ale mamy opóźnienia. Szefowi zależy na wykonaniu zadania przed terminem i musimy brać nadgodziny, żeby wyrobić się z projektem. Ale obiecuję, że ci to wynagrodzę. Co powiesz na…- I mówisz mi o tym dopiero teraz?! – wybuchła nagle Sammy. Dotarło do niej, że ten gość znowu wystawił ją do wiatru. – Po tym jak przygotowywałam się przez godzinę, przełożyłam inne spotkanie i zabrałam Davida z przedszkola, żeby zdążyć na tę cholerną randkę?!- Sammy, nie denerwuj się…- Jak mam się nie denerwować?! Po raz kolejny zostawiasz mnie na lodzie! Jasna cholera, Tom! Spotykamy się jutro o 15 i nie obchodzi mnie, czy przytrzymają cię w pracy, umrze ci babcia, czy dostaniesz raka! Masz tam się zjawić, bo jak nie, to z nami koniec!Po tych słowach zakończyła rozmowę, nie czekając nawet na odpowiedź. Wszystko w niej się gotowało, więc wzięła kilka głębokich wdechów i spróbowała się uspokoić. Wdech, wydech, wdech, wydech. W końcu udało jej się opanować drżenie rąk i momentalnie wróciła do rzeczywistości. Gdzie jest David?- David. David! – krzyknęła, zrywając się z ławki i rozglądając wokoło. Nigdzie nie mogła zlokalizować swojego syna.Rzuciła się biegiem wzdłuż chodnika, wykrzykując co i rusz imię chłopca. Ludzie oglądali się za nią, ale nie próbowali pomóc. Nie ich problem. Mijała kolejnych przechodniów, kolejne stoiska z lodami, jednak wciąż nie widziała Davida. Dopiero kiedy skręciła na rogu i znalazła się już na zupełnie innej ulicy, zauważyła swojego syna. Stał po drugiej strony, osamotniony i zapłakany, nie mogąc znaleźć matki.- David! – krzyknęła, uśmiechając się przez łzy.Chłopiec odwrócił się w jej stronę, a na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech, kontrastujący ze spuchnięta od płaczu twarzą. Natychmiast rzucił się w kierunku matki. Wszyscy zamarli. Nie tylko Sammy, ale i całkowicie nieznajomi przechodnie otworzyli usta do krzyku. Ułamek sekundy za późno. Dziecko wybiegło na ulicę tuż przed nadjeżdżający samochód. Przerażony kierowca napiął mięśnie rąk, ciągnąc kierownicę do siebie i gwałtownie hamując. Pojazd zwalniał coraz bardziej, w końcu uderzając w dziecko. Tłum odetchnął, a Sammy podbiegła do zapłakanego syna leżącego na asfalcie. W najgorszym przypadku coś sobie złamał, ale na szczęście nic poważniejszego się nie stało. Łkali oboje, obejmując się i czekając na przyjazd pogotowia zawiadomionego przez jednego z przechodniów.Nikt nie widział mężczyzny stojącego przy latarni, kilka metrów od rodziny i spokojnie przypatrującego się scenie. Nikt nie mógł go widzieć, bo tak naprawdę nigdy go tutaj nie było. A przynajmniej nie w tej rzeczywistości. Mężczyzna trzymał w rękach skrzynkę z narzędziami, którymi kilkanaście minut temu naprawił hamulce obcego samochodu. Gdyby nie on, doszłoby do tragedii. Tymczasem dziecko zostało tylko nieszkodliwie potrącone. Cuda się zdarzają.Mężczyzna odwrócił się i zamknął oczy, skupiając całą swoją uwagę na jednym miejscu. Kiedy je otworzył, był już z powrotem w domu.- I jak ci poszło, Ricky? – zapytał go głos dobiegający z kanapy. To było do przewidzenia. Harry już tam siedział.- Udało się – mruknął Richard, odkładając skrzynkę z narzędziami na podłogę i rzucając się na przeciwległą sofę. Palce położył na skroniach, próbując pozbyć się niewyobrażalnego bólu atakującego jego głowę. – Ale ból nie ustąpił.Harry spuścił głowę.- Już niedługo, Ricky. Musisz wytrzymać.Ricky wiedział. Doskonale wiedział, że to jedyna droga ku wolności. Jednocześnie czuł, że robi wiele dobrego. Ratuje życia, chroni innych od tragedii.Szkoda tylko, że jemu to w żaden sposób nie pomaga.
pytanie zadane 30 czerwca 2013 w Kultura i sztuka przez użytkownika niezalogowany
 

Twoja odpowiedź

Your name to display (optional):
Prywatność: Twój adres użyty będzie jedynie do wysyłania tych powiadomień.
Weryfikacja antyspamowa:
Zaloguj lub zarejestruj się, aby nie przechodzić procesu weryfikacji w przyszłości.
nfz skierowania
Agile Software Development Team Poznan Poland
...